RACHEL KEATING
trzydziestoletnia asystentka szefa szefów w agencji reklamowej
rozwódka z sześcioletnim stażem macierzyńskim
urodzona w południe szesnastego listopada
rodzinne Sydney opuszczone po liceum
trzypokojowe mieszkanie na trzecim piętrze
tysiące niedokończonych rozdziałów
setki ulubionych piosenek
kawa tylko z mlekiem
wino i popcorn, niestety
Jest tak naprawdę jedynym dzieckiem Rose i Franka Keatingów, poczciwego małżeństwa mieszkającego na obrzeżach Syndey. Przynajmniej jedynym, któremu zgadzałyby się wyniki testu DNA. Pozostała dwójka, trzynaście lat młodsi Andrew i Louis, nie dość, że mają o wiele ciemniejszą cerę, to jeszcze dołączyli dopiero po batalii o prawa do adopcji.
W liceum zadzierała nosa praktycznie na okrągło. Nauczyciele nigdy nie lubili takiego zachowania, ale przynajmniej przynosiła dumę szkole, która konkurowała z tymi mieszczącymi się w centrum. Nie przyniosło jej to oczywiście wielu przyjaciół, a raz zaprzepaszczone szanse nigdy do niej nie wracały. Okres szkolny przeżyła więc z ograniczoną ilością bliższych znajomych, w ławce w koncie sali, przeglądając podręczniki i zawsze mając opaskę na włosach. Od czasu do czasu towarzyszyły jej również ataki paniki. Niełatwo jest być osobą podatną na stres. Chociaż rodzice namawiali ją na wizytę u psychologa od dawna, odważyła się zaledwie miesiąc przed egzaminami końcowymi. Potem postanowiła zmienić swoje życie.
Siostra matki mieszkała w Perth od urodzenia. Wakacyjna wycieczka przed studiami zaowocowała złożeniem papierów na ostatnią chwilę. To było dziwne, nieznane uczucie - dziewczyna zawsze ubrana w idealnie wyprasowany komplet, z elegancką torbą na ramieniu, gulą w gardle i pewnością, że jej charakter nie przyniesie jej już nic dobrego, poczuła wiatr w skrzydłach. Tutaj wcieliła w życie swój mały plan. Rodzice o dziwo nie protestowali. No, przynajmniej nie tak długo.
Wzięła sprawy w swoje ręce. Ubiory pierwszej damy, nudna fryzura, spięta postawa i zadziorność poszły w odstawkę. Łatwo nie było, ale kiedy motywacją jest zdobycie sympatii potencjalnej współlokatorki oraz kolegów na studiach, trzeba się postarać. Poszło aż za dobrze. Wydawało się, że wejdzie w dorosłe życie bez kłopotów (i faceta), a jednak nieco ponad sześć lat temu plany potoczyły się inaczej.
Ślub się odbył. Czemu, nie jest w stanie odpowiedzieć aż do dzisiaj. Był przystojny, miał w sobie coś, czemu ulega każda zagubiona - buntownicze spojrzenie. Chciał leczyć ludzi, więc nie był taki zły. Wszystko to jest aktualne. Tylko te charaktery nie mogły dobrze współpracować. Rok temu przestała być doktorową Alderman. Powróciła do panieńskiego nazwiska.
Od kilku lat ma praktycznie tę samą posadę. Jedyne co się zmieniło to pensja i biurko - na nieco lepsze, kiedy firma zaczęła działać na skalę krajową. Trzydziestolatki nie powinny być nazywane asystentkami, więc mówią o jednoosobowym dziale doradczym prezesa. Oczywiście, że żartobliwie. Kawę podaje mu tylko po to, żeby udobruchać faceta w średnim wieku po zawale. Oprócz tego robi praktycznie za wiceprezesa bez tytułu i akcji, ale to szczegół. Osiem godzin musi być odbębnione, ale liczy się chociaż chwila spędzona z córką. Nawet, jeśli telefon musi być stale pod ręką.
Pedantyczna, bo porządek ją uspokaja. Stara się wychować Penelope dobrze, ale bezstresowo, bojąc się, że słabe nerwy są u nich rodzinne. Dzwoni co dwa dni do rodziny. Widuje się z byłym mężem, bo - o zgrozo - to nadal najważniejszy mężczyzna w jej życiu, odkąd ojciec zmarł, a o szefie stara się nie myśleć. Mówią, że ma irytujący śmiech, kiedy traci nad nim kontrolę. Nie liczy już na tego jedynego, chociaż jej podświadomość skrycie liczy na życiowy scenariusz rodem z komedii z Hugh Grantem. Ma szczęście, że mieszka dwie ulice od siedziby agencji, bo musiałaby wreszcie nauczyć się prowadzić, a jazda za kierownicą nie jest w jej przypadku wskazana.
PAMIĘTNIK * PENELOPE * POWIĄZANIA * NOTATKI
- cześć i czołem, wątki raczej niekrótkie, przeróżniaste, podobnie jak powiązania, bo miasto jest wielkie, Rach trochę już w nim urzęduje, więc zawsze coś się wymyśli... karta to prototyp... dobrej zabawy sobie i innym, tak na początek :) -
John nie miał pojęcia jaki jego córka lubi kolor, co zazwyczaj jada na śniadanie, czy też którą sukienkę najchętniej założyłaby na wyjście do koleżanki. O koleżankach też nie wiedział zbyt wiele, tak samo jak o lubianych przez dziewczynki w tym wieku zabawach, właściwie interesowały go tylko jej postępy w nauce, a w szkole regularnie bywał na zebraniach wyręczając w tym jednym obowiązku swoją byłą żonę. Sam nigdy nie należał do prymusów, do pewnego momentu uczył się raczej z rzadka, jednak dostanie się i utrzymanie na studiach medycznych nauczyło go systematyczności. Wymagał od Penny tego samego, chciał by osiągnęła w życiu coś wielkiego, a to gryzło się z bezstresowym wychowaniem, jakie próbowała w jej życiu zaprowadzić Rachel. Kłócili się z tego powodu, a ona wtedy lubiła mu wytykać, że nie powinien wtrącać się w jej metody skoro nie potrafi poświęcić córce wystarczającej ilości uwagi. Miała rację, a jemu kolejny raz udało się to potwierdzić.
OdpowiedzUsuńPraca w szpitalu nie miała z góry ustalonych godzin, sporządzany grafik stanowił jedynie smętną sugestię przypominającą wszystkim, że i tak zostaną tutaj znacznie dłużej niż przewiduje ich umowa. Po jakimś czasie John Alderman przyzwyczaił się do tego typu niedogodności, zaakceptował fakt, że od teraz jego jedynymi przyjaciółmi mogą być inni lekarze, a rodzina będzie musiała iść w odstawkę. Rachel tego nie rozumiała i wiedział, że Penny też nie musi, chociaż – a to było najgorsze – jakoś nie bardzo zdawał się tym przejmować, bo tłumaczenie wszystkim dookoła, że przecież ktoś musi ratować ludziom życie stało się po prostu nudne. Lubił swoją robotę, chociaż nie tak bardzo jak spędzać czas z własnym dzieciakiem, chociaż nie powstrzymało go to przed odebraniem służbowego telefonu i oddaniem dziewczynki pod opiekę znerwicowanej, chociaż godnej zaufania sąsiadce. Miał jedynie nadzieję, że zdąży wrócić do domu przed przybyciem Rachel.
Nie zdążył, a mina jego byłej żony jasno wskazywała na to, że jest wściekła. Prawdę mówiąc nie powinien był się jej dziwić, jednak zamiast posłać jej przepraszający uśmiech, czy chociaż spróbować się wytłumaczyć, on przewrócił oczami i zignorował jej słowa.
– Dobrze się bawiłaś? – zapytał córkę, by następnie wyciągnąć rękę w jej stronę. Dziewczynka od razu zaczęła opowiadać mu, że chciałaby takiego kota, jakiego ma w swoim domu pani Deliah. Koty roznoszą toksoplazmozę, ale ostatecznie powstrzymał się przed ostudzeniem jej zapałów i wyciągnął klucze od domu, by po chwili odwrócić się w stronę Rachel: – Wejdziesz?
John
[Cześć! Chciałabym wątek, jeśli nie widzisz nic przeciwko. Tak się składa, że Quinn i John, były mąż Rachel, są przyjaciółmi jeszcze z czasów studenckich, więc Q i Rachel znać się raczej muszą. Nie jestem co prawda pewna ich relacji. Podejrzewam, że Q odradzała Johnowi szybki ożenek (sama później wpadła w to samo bagno, whateva), ale nie była w żaden sposób wroga. I zapewne raz na jakiś czas może się zdarzać, że wyręcza Johna w obowiązkach rodzica, gdy ten się spóźnia lub musi nagle uciekać do pracy. Ogólnie Q często u niego przesiaduje.]
OdpowiedzUsuńQuinn
[Ok, napisałyśmy do siebie jednocześnie xD ]
Usuń[Ogólnie fajnie by było gdyby ktoś go przejął. Była by taka ładna tragedia :D Nad zdjęciem długo się zastanawiałam i wybrałam to - w mojej opinii tak zagubienie wygląda. Ma to coś po prostu :)
OdpowiedzUsuńCo do wątku to bardzo chętnie ;) I obydwie propozycję są fajne i obydwie można wykorzystać. Można by też spróbować wkręcić je w przyjaźń ewentualnie xD]
Myers
[Taka uwaga - komentarze są lekko nie widocznie, może czarna czcionka w nich? Ja na przykład za każdym razem muszę je zaznaczać, by cokolwiek zobaczyć :D
OdpowiedzUsuńCóż. Alexandra ma raczej mało znajomych. prawie zero. Samuel był ten towarzyski, a ona ta be nie towarzyska xD Może wkopmy je w jakąś szaloną przygodę? Żeby miały potem co wspominać przy winie? :)]
[A może po prostu za dużo jęczę w kwestii kolorów :D]
Usuń[Quinn jest bardzo zżyta z Johnem, więc w razie czego pewnie trzyma jego stronę. Nie chciałabym jednak, żeby miała złe stosunki z Rachel, raczej po prostu nie tak bardzo ciepłe. I choć Q nie planuje potomstwa, cudze dzieci może bawić, taka dobra z niej ciotka. No i nie zdziwiłabym się, gdyby Penelope ją tak nazywała.
OdpowiedzUsuńWątek, wątek. Może coś na gruncie przedświątecznym. Spotkanie w obleganym centrum handlowym - zabiegana mama i pani doktor, która dawno już nie widziała tylu żywych w jednym miejscu. Coś na odświeżenie i zacieśnienie być może nieco zakurzonej znajomości?
Nie wiem, nie wiem, improwizuję.
Co do Shondy - obejrzałam wszystkie odcinki GA, obejrzałam How To Get Away With Murder, a teraz jestem na drugim sezonie Skandalu i KOCHAM tak bardzo, że hej!]
W jego opinii Rachel była po prostu nadopiekuńcza i niejednokrotnie zdążył już jej to wytknąć. Oczywiście, Penny była zaledwie sześcioletnim dzieckiem, na dodatek jej jedynym, jednak czy to musiało być determinantem, który sprawiał, że jego była żona robiła mu później awantury z tak błahych powodów? Wściekała się na niego, gdy pozwalał dziewczynce oglądać telewizję do pierwszej w nocy, jeść wszystko na co tylko ma ochotę, czy bawić się z kotami pani Deliahy. John był rodzicem, który bardzo często popadał w skrajności – jednocześnie pozwalał własnemu dziecku na bardzo wiele, a z drugiej strony nakładał na Penny mnóstwo obowiązków i nieustannie przypominał jej o tym, że nauka jest w życiu najważniejsza. Chciał zrobić z niej lekarza, stąd sceptyczne patrzenie na wszelkie wymysły podobne do lekcji śpiewu. Szczęśliwie okazało się, że wiele dzieci jego kolegów przechodziło przez ten sam etap piłkarza, piosenkarki, artysty i modelki, by później zacząć rozsądnie myśleć o swojej własnej przyszłości. John wymagał od swojej sześcioletniej córki logicznego myślenia, chociaż prawdopodobnie powinien był nieco opanować swoje ambicje, bo istniała szansa, że Penny znienawidzi medycynę zanim w ogóle weźmie taki kierunek pod uwagę. Rachel zdawała się nie mieć żadnych wymagań w stosunku do ich dziecka, jednocześnie cały czas podkreślając, że pragnie jedynie szczęścia Penelope. John uważał to za żałośnie urocze, tak samo jak wcześniej wspomnianą nadopiekuńczość, która właśnie dawała o sobie znać.
OdpowiedzUsuń– Naprawdę masz zamiar prawić mi kazania? – zapytał znudzonym, ale jednocześnie zirytowanym głosem. Przeszedł do kuchni, by uruchomić rzadko używany ekspres do kawy, miał bowiem wrażenie, że bez porządnej dawki kofeiny zaraz uśnie na stojąco, jednak nie miał najmniejszego zamiaru ujawniać zmęczenia przed Rachel. – Karambol na autostradzie, zderzyły się ze sobą cztery samochody, w tym autobus. Musiałem wykonywać niemal dwie operacje jednocześnie, ale przepraszam, przecież powinienem to przewidzieć, a najlepiej zostać w domu! – powiedział wychylając głowę zza wnęki. Częściowo rozumiał jej złość, dla Rachel Penny była najważniejszą osobą w życiu i potrafiła zrobić dla niej wszystko, jego była żona stanowiła idealny przykład bezwarunkowo kochającej matki, jaką każdy powinien mieć w swoim życiu. John nie był skłonny do takich poświęceń, bo gdy potrzebowano go w pracy wiedział, że niezależnie od sytuacji nie mógłby sobie pozwolić na zignorowanie wezwania, zobowiązał się przecież do pomagania ludziom i nie robił tego z czystej dobroci serca. Czuł taką powinność.
– Naprawdę przykro mi, że nie jestem księgowym, czy sprzedawcą w sklepie, a moja praca wymaga pełnej dyspozycyjności, ale Penny to rozumie, jest mądrym dzieckiem – przyznał z przekonaniem, a następnie postawił przed Rachel jeden z dwóch przyniesionych kubków z kawą.
John
Witam ;)
OdpowiedzUsuńRozbudowana karta - osobiście za nimi nie przepadam, bo wymyślanie historii od zera zabija moją kreatywność już na starcie, ale wiem też, że niektórzy mają na odwrót.
Jak sobie pomyślę o tej licealnej Rachel to - arwww! Nie znosiłam takich dziewczyn w czasach szkolnych :D Właściwie na studiach nie jest lepiej, bo wciąż je spotkam.
Co do mojej postaci, to z jednej strony dobrze, bo wiem z własnego doświadczenia, że jak wszyscy bohaterowie są tacy sami (milutcy, że ach!) to już nawet nie chce się zaczynać kolejnego wątku, ale prowadzenie takiej Amelii będzie też trudne, bo w końcu każdy chce miłych, lekkich i przyjemnych wątków, a nie, żeby ktoś cisnął ich postaciom.
No, ale bywa. Innych bohaterów kreować, ani prowadzić nie umiem, więc muszę z tym żyć i mieć nadzieję, że nie straszę jak rasowy psychopata z taniego horroru.
Dziękuję za powitanie.
Piękny wizerunek <3
[ Akurat tutaj masz do czynienia z megaśną fanką Carrie. Każdy odcinek widziałam z dziesięć razy, a swój ulubiony pewnie z 50. :D Akurat taki mój fiołek totalny.
OdpowiedzUsuńChętnie skuszę się na wątek, bliskimi znajomymi mogą być tym bardziej. Widzę że coś ci chodzi już po głowie jakbyś pociągnęła i bardziej przedstawiła mi pomysł to obiecuję zacząć ! :) ]
Prawda była taka, że faktycznie uważał robotę Rachel za gównianą i ona doskonale o tym wiedziała. Skończyła studia i miała szansę robić w życiu coś istotnego, a zamiast tego wybrała żmudną i raczej monotonną pracę asystentki jakiegoś podstarzałego dziada, z którym John nigdy specjalnie się nie lubił. To on załatwił mu jednak miejsce w szpitalu, gdy dostał zawału i osobiście pilnował terminów wykonania wszystkich badań, ale to bynajmniej nie ociepliło ich wzajemnych stosunków. John chciał jedynie, by szef Rachel odwdzięczył się jej kiedyś w jakiś sposób, może wyższą pensją, czy większą ilością wolnych dni, na które i tak zasługiwała tylko i wyłącznie z powodu solidnego wykonywania swojego niewdzięcznego zajęcia. Mimo wszystko nigdy nie namawiał jej do zmiany pracy, gdyż odnosił wrażenie, że kobieta czerpie przyjemność z codziennego chodzenia do firmy i załatwiania wszelakich spraw. Niejednokrotnie zdarzało mu się jednak porównywać ze sobą ich zawody, chociaż był to cios zdecydowanie poniżej pasa i John zdawał sobie z tego sprawę, nie żeby w jakiś sposób go to powstrzymywało.
OdpowiedzUsuń– Miałem nadzieję, że szybko uda mi się wrócić – mruknął na własne usprawiedliwienie i upił łyk czarnego jak smoła espresso. Jako lekarz powinien był unikać tego typu napojów, bo lepiej niż ktokolwiek inny znał się na ich szkodliwości, jednak tym razem nie potrafił się powstrzymać przed wypiciem jednej niewielkiej filiżanki. – Myślisz, że zostawiłbym nasze dziecko z socjopatką? Musisz mieć o mnie naprawdę okropne mniemanie – przyznał, by następnie uśmiechnąć się kącikiem ust w nieco bezczelny sposób. Rachel otwarcie starała się nie nazywać go złym rodzicem, chociaż sam nie był do końca pewien dlaczego tak było, co właściwie ją przed tym powstrzymywało. Przecież rzeczywiście nie sprawdzał się w swojej roli, a ona jedynie dawała mu reprymendy, że „mogłeś zadzwonić!”. Nie rozumiał jej podejścia, ale mimo wszystko skrycie cieszył się, że w oczach swojej byłej żony nie jest aż takim strasznym ojcem, jakim był mężem blisko rok temu.
– Moja praca nie ma ustalonego grafiku, Rach…el – zaczął, początkowo używając zdrobnienia jej imienia, by później szybko się poprawić. – Staram się mieć wolne weekendy, ale to nie jest takie proste, nie mogę kazać ludziom nie chorować, bo akurat spędzam czas z córką. Ale wynagrodzę jej to, przyjdę na ten cały świąteczny piknik dla rodziców… Kiedy to jest?
John
[Też mam ogromną nadzieję, że się pojawi ;) Śliczne zdjęcie, tak w ogóle.
OdpowiedzUsuńNa wątek jestem chętna, widzę, że łączy je ten sam wiek i ten sam uniwersytet. Co Rachel studiowała?]
Terry Sinclair
[Spoko ;) Oj, będzie hardcire, a biedna Myers dostanie zawału ;) Zacznę, jak znajdę chwilkę ;)]
OdpowiedzUsuń[Pasuje, zdecydowanie. Śledztwo mogłoby dotyczyć szefa agencji, defraudacji, łapówek, coś w ten deseń. Księgowy firmy znalazłby błąd i wynajął detektywów, a Terry skorzystałaby ze znajomości z Rachel i prosiła o pewne informacje, może o jakieś dokumenty. Tylko że to miałoby większy sens, gdyby na studiach trzymały się blisko, przez pewien czas mogły być współlokatorkami, bo nie sądzę, by dla zwykłej znajomej Rachel poświęciła swoją karierę, chyba że bardzo nie lubiłaby szefa.]
OdpowiedzUsuńTerry Sinclair
John w tym momencie uświadomił sobie, że za trzy dni zaczynają się święta. Podczas gdy domy sąsiadów faktycznie nosiły na sobie znamiona zbliżającego się Bożego Narodzenia, tak u niego wszystko wyglądało zupełnie normalnie, jak zazwyczaj, jak każdego dnia w roku. Właściwie nawet gdyby wcześniej zdał sobie sprawę z upływu czasu, zapewne i tak niczego by nie przygotował, ale może zdążyłby chociaż przynieść z graciarni świąteczny stroik, który jego siostra przyniosła rok temu wiedząc, że nie będzie mu się chciało ubierać prawdziwej choinki. Pomijając ozdoby i światełka, John nie miał jeszcze kupionych prezentów, chociaż Penny od jakiegoś czasu wysyłała mu jasne sygnały, co takiego chciałaby dostać. Zastanawiał się, czy jego córka nadal wierzy w istnienie Świętego Mikołaja, czy w jej sześcioletnim życiu nastąpił już ten przykry przełom, gdy zorientowała się, że to jednak rodzice są odpowiedzialni za wszystko co znajduje się pod drzewkiem.
OdpowiedzUsuń– Rzeczywiście – przyznał z lekkim zażenowaniem, by następnie również się uśmiechnąć, gdy wpierw zrobiła to Rachel. Penny nawet mu o tym nie przypomniała, a on zdał sobie sprawę z tego, że córka ma wobec niego coraz mniejsze oczekiwania i nie był do końca pewien, czy powinien się z tego cieszyć, czy niekoniecznie. – W takim razie wymyślę coś innego… Kiedy zabierasz ją do Sydney?
Państwo Keating na pewno nie mogli doczekać się zobaczenia wnuczki i John był przekonany, że jego była żona nie odmówi im tej przyjemności, poza tym święta z definicji powinno się spędzać z rodziną. Niezależnie od tego jaka ona by nie była, chociaż on na myśl o swojej Alderman dostawał mdłości, a na samej Wigilii będzie zapewne co chwila spoglądał na zegarek, by później udać, że ma nagłe wezwanie do szpitala. Jeśli będzie miał szczęście, to ktoś faktycznie – w zależności od tradycji – zadławi się pestką czereśni bądź ością ryby, chwilowe niedotlenienie uszkodzi mózg, a on będzie musiał to pilnie naprawić. Poza tym drugi neurochirurg wyjeżdża na święta do Kanady, a John już mu obiecał, że będzie zaglądać do jego pacjentów. Chciał spędzić we własnym domu jak najmniej czasu, chociaż brakowało mu uzasadnienia, lubił to miejsce, nareszcie miałby trochę czasu dla siebie, a jednak… myśl o tym zupełnie go nie cieszyła.
John
[ Tak, świnka jest the best, gdybym mógł to wątkował bym właśnie nią. Ja pomysłu też nie mam, chociaż na wątek bym się skusił. U mnie zawsze ciężko w pomysłami, zwłaszcza że dopiero wróciłem po przerwie w blogowaniu. Lubię zaczynać od powiązań i proponuję, żeby nasze postacie znały się chociażby z tego, że mieszkają w tym samym miejscu, może koło siebie albo jedno pod drugim. Mogą mieć sąsiedzkie stosunki i pożyczać sobie cukier i inne rzeczy, których i tak nikt nie oddaje. Nie chcę proponować banalnych pomysłów na wątek, bo takowych nie lubię, więc może Ty coś masz? ]
OdpowiedzUsuńAshton
[A witam również. Właśnie po przejrzeniu Waszych kart postanowiłam wprowadzić jakąś młodszą osóbkę do tego grona, jak ktoś jeszcze pomyśli podobnie, to fajnie się zróżnicujemy ;)
OdpowiedzUsuńPomysł jest ok, o ile uznamy że znajoma Twojej Rachel jest szaloną, barwną osobą i zażyczyła sobie wieczór panieński w takim miejscu, a nie innym- gdzie wieczór wcześniej prawdopodobnie odbywał się koncert, po którym trzy razy trzeba było myć podłogę żeby nie lepiła się i nie śmierdziała od wylanego (przypadkiem i nie) piwa przez wielkich, tłustych, starych metalów :D Ale jak nie, to można pomyśleć nad czymś innym. Może coś z Penelope?]
Antoniette
[To jak pasuje to jasne :) Ok, nie ma pośpiechu.]
OdpowiedzUsuńAntoniette
[A mi się za to podoba wizerunek Rachel. :) Ba, mam nawet pewien pomysł co do wątku, choć nie jestem pewna, czy ci się to spodoba, ale spróbować zawsze można.
OdpowiedzUsuńAlex wrócił do Perth po trzynastu latach, razem z narzeczoną (która również jest stąd), co powiesz na to, aby obie kobiety wpadły na siebie, nie wiem gdzie i jak, ale zaprzyjaźniły się? Albo chociaż zakolegowały. Ewentualnie mogłoby być wręcz przeciwnie, mogłyby się znienawidzić, to już pozostawiam Tobie.
Co do samego wątku; Rachel wpada z małą do szpitala, bo dziecko jak to dziecko zrobiło sobie jakąś małą krzywdę, a dyżurującym lekarzem jest Alex. No i dalej mogłybyśmy to dalej ciągnąć. Rachel jako dobra przyjaciółka/bądź wróg Bethany na ostatniej wspólnej kolacji mogłaby zauważyć, że pomiędzy B. a A. jest coś nie tak i zacząć wypytywać o to mężczyznę, co Ty na to?
I doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to cholernie chaotyczne, ale nie umiem tego inaczej napisać. Przepraszam :C ]
A. Stewart
[Mam problem z wątkami damsko-męskimi, dlatego żeby taki rozpocząć, musiałby mnie naprawdę zainteresować, a póki co nie mam żadnego pomysłu, smutki.]/Xavier
OdpowiedzUsuńJohn nigdy nie przepadał za Świętami i nie dawał się ponieść szaleństwu, które ogarniało wszystkich dookoła. Podczas gdy inni dekorowali swoje domy, a nawet i szpitale gabinety, on ignorował fakt istnienia czegoś takiego jak Boże Narodzenie, bo nie wiązał z tym okresem żadnych pozytywnych wspomnień. No, może prócz tego jednego wieczora, gdy jeszcze jako stażysta w Royal Perth, zaraz po kupieniu mieszkania, wraz z Rachel i roczną Penny nie mogli jechać do Sydney, gdzie wszyscy na nich czekali, bo zepsuł im się samochód. U jego rodziców siedzieli od rana, później mieli jechać do jej rodzinnego miasta, ale ostatecznie spędzili wigilię w szczątkowo umeblowanym apartamencie zajadając się popcornem i pijąc wino, bo John miał na tyle dobry nastrój, by nie wytykać żonie konsekwencji płynących ze spożywania ociekającego masłem żarcia i popijania go alkoholem. Wtedy było miło, było im dobrze, ale fakt, że to wspomnienie było jednym z niewielu pozytywniejszych prawdopodobnie w osiemdziesięciu procentach zaważył na tym, że kilka lat później siedzieli naprzeciwko siebie jako rozwodnicy. Wtedy wizja rozstania wydawała mu się tak obca i niedorzeczna.
OdpowiedzUsuń- Dobrze dla nich, święta ze śniegiem to raczej niecodzienny widok – przyznał. Sam chciał wyjechać, świadczyło o tym milion broszur porozkładanych w przeróżnych miejscach jego wielkiego domu, chociaż ostatecznie zrezygnował z jakichkolwiek planów. Doszedł do wniosku, że odpoczynek nie jest dla niego, nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo, a poza tym naprawdę chciał spędzić trochę czasu z Penny. Nie spodziewał się jednak, że jego była żona wpadnie na podobny pomysł, by rozwiązać tę kwestię. Przez krótki moment po tym jak z jej ust padło zaproszenie wpatrywał się w Rachel ze zdziwieniem, jakby oczekując, że kobieta zaraz zaśmieje się i powie „mam cię!”, jednak ta chwila nie nadeszła.
- Przystroić salon? – powtórzył, gdy umiejętnie zmieniła temat. – Nie mam zbyt wielu ozdób, ale… możemy zobaczyć w graciarni – zaproponował, by następnie odstawić kubek z kawą na stolik i skierować się w głąb domu. Nigdy nie powiedział tego Rachel, ale pokój zwany graciarnią miał pierwotnie służyć jej za własne biuro, oczywiście gdyby w końcu udało mu się ją przekonać do założenia własnej działalności.
- Dzięki za zaproszenie, przemyślę to – dodał nagle, gdy odwrócił się do niej. Prawdopodobnie powiedziałby coś jeszcze, gdyby w tym momencie nie dołączyła do nich Penny, która najwyraźniej usłyszała słowa mamy dotyczące dekorowania.
John
- Święta nie wybierają – rzuciła na powitanie, unosząc do góry torbę z logiem sklepu, z którego właśnie wyszła. – Miło cię widzieć, Rachel. Zakupy na ostatnią chwilę? Zupełnie jak ja i setka innych ludzi.
OdpowiedzUsuńZwarła usta w wąski, niezbyt zadowolony uśmiech, unosząc wysoko brwi na widok jednej z wielu rozhisteryzowanych rodzin, które ominęły ich planując głośno kolejność zadań na przedświąteczne zakupy. Większość amerykańskich wielodzietnych rodzin miała ten niezdrowy zwyczaj bardzo sutego świętowania świąt, które być może w jakimś aspekcie nada posiadały wymiar religijny, choć Quinn nie przywiązywała się do tej myśli.
Owszem, była ostatnią osobą, która miała ochotę na przebywanie w oszałamiająco cukierkowym wnętrzu centrum handlowego. Owszem, powszechnie wiadome było jej zdanie na temat zbiorowisk takich jak to. Owszem, już sam jej zawód oferował dość jasny szereg określeń charakteryzujących jej podejście do żywiołowego, emocjonalnego, pochłaniającego podejścia do wszelkich rodzajów celebrowania. A jednak Quinn miała rodzinę, jak większość. I, jak większość, bardzo lubiła świąteczne jedzenie. A ponieważ jej rodzice podzielali jej podejście, a jednocześnie nie umieli sobie odmówić dobrego grzanego wina, w jej rodzinnym domu obchodziło się święta nie tak szalenie, radośnie i powszechnie, a jednak z uszanowaniem trzech głównych tradycji. Wyżej wspomniane wino, wcześniej wymienione jedzenie i prezenty, które Quinn Ashford wolałaby kompletować przez Internet, gdyby nie nieprzewidziane wypadki i zwykła konieczność.
- Szukasz prezentu dla Penny? Jeśli nie masz nic przeciwko, ode mnie dostanie zestaw małego chemika. Żadnych wybuchów, choć może nieco dymu.
Quinn nie była tym typem zrzędliwej przyjaciółki ex męża, która chciałaby wszelkiej maści plag dla ex żony. Nie, wręcz przeciwnie. Mimo dość jasno określonej strony, dotychczas jedyną osobą, z którą zaciekle walczyła, był jej własny były mąż. Rozwód Rachel i Johna był tak uprzejmy, że Ashford nie miała nic do dodania. Poza tym choć nie miała za grosz instynktu macierzyńskiego, była naprawdę dobrą ciotką i zamierzała nią pozostać.
Quinn
[Zaczynamy od jakiegoś spotkania po latach i małych podchodach ze strony Terry, gdy się dowiedziała, gdzie pracuje Rachel? Czy od innego momentu?]
OdpowiedzUsuń[Okej. :) Kto zaczyna?]
OdpowiedzUsuń[Mogę zacząć, ale nie dziś. Jutro prawdopodobnie.]
OdpowiedzUsuńLawirując wśród gęsto ułożonych stolików, krzeseł, ludzi, starając się nie nabić nikomu guza, przypomniała sobie przyczynę tego spotkania. Kilka dni temu do ich biura detektywistycznego przyszedł księgowy pewnej agencji reklamowej. Był to mężczyzna w wieku średnim, wzrostu niskiego, bardzo chudy. Z nosa cały czas zjeżdżały mu okulary, które poprawiał nerwowym ruchem, podobnie postępował z rękawami zsuwającymi się z cienkich rąk. Przybył do nich z grubą teczką zawierającą kserokopie bardzo ważnych dokumentów, które w żadnym razie nie mogły wyjść poza to biuro. Miał zniszczone buty i stare spodnie, co stanowczo wzbudzało zdziwienie – księgowi znanych firm zarabiają przecież dużo. Mógł wyglądać śmiesznie, ale jego słowa już śmieszne nie były. Pan Franklin Pennyworth podejrzewał kogoś z agencji o defraudację pieniędzy firmy. Zarzut był poważny, Pennyworth mógłby stracić pracę i dobre imię, gdyby sprawa wyszła na jaw. Policja oczywiście nie wchodziła w grę, Perth mogło poszczycić się jednymi z najbardziej skorumpowanych funkcjonariuszy w całej Australii. Terry obiecała pomoc i przyjęła zaliczkę, cały czas patrząc w oczy mężczyzny. Poczuła do niego sympatię, był uczciwym człowiekiem, takich na świecie coraz mniej. Pennyworth za wszelką cenę dążył do prawdy. Byli podobni. Potem odkryła przez przypadek, że jego żona ma raka skóry i całą pensję przeznaczał na leczenie.
OdpowiedzUsuńDługo zastanawiała się, od czego powinna zacząć. To był dopiero drugi przypadek dotyczący kogoś lub czegoś znaczącego. Innymi słowy niepowodzenie mogło zniszczyć ich małą agencję, a sukces…
Po chwil uświadomiła sobie, że nazwa agencji reklamowej brzmi znajomo. Zajęło jej trochę czasu, zanim przypomniała sobie pewną rozmowę przeprowadzoną niedawno z koleżanką ze studiów i współlokatorką, Rachel Keating. Była ona, jeśli Terry pamięć nie myliła, pracowniczką tej właśnie firmy. To była ich szansa, Sinclair nie zamierzała jej zmarnować. Jako osoba nieradząca sobie z kontaktami międzyludzkimi, wychowana w przeświadczeniu, że babskie ploteczki są torturą dla umysłu, zadzwoniła do Rachel. Rozmowa poszła gładko, nagła prośba o spotkanie nie wzbudziła u niej podejrzeń, o co Terry obawiała się najbardziej. W gruncie rzeczy nawet cieszyła się na tę kawę.
Cudem dotarła do pustego stolika. Zajęła miejsce, sprawdziła godzinę, zamówiła espresso i wyjęła z torebki książkę. Do umówionej godziny siedemnastej zostały trzy minuty. Terry miała nadzieję, że Rachel się nie spóźni. I zgodzi na jej propozycję.
Zgodnie z jego obawami wszystkie ozdoby świąteczne, jakie posiadał w domu, ograniczały się do zakurzonego plastikowego drzewka z przyklejonymi bombkami, paskudnego świecznika od siostry i kilku innych tandetnych ozdóbek, które były prezentami od niezbyt lubianych znajomych, uprzejmych sąsiadów lub natchnionych świątecznym duchem pacjentów. Penny zdawała się być jednak zadowolona z ojcowskiej kolekcji, gdyż z zaangażowaniem biegała po pokoju rozstawiając dookoła wszystko co tylko udało im się znaleźć. Pod nosem podśpiewywała przy tym kolędy, jednocześnie przypominając Johnowi dawno zapomniane teksty świątecznych piosenek, które lubił jako dziecko. W jego domu nie wykonywano jednak równie infantylnych czynności, jak wspólne kolędowanie przy stole, bo państwo Alderman jako ateiści obchodzili święta z czysto materialnych oraz pokazowych względów. W tle kolacji wigilijnej zawsze leciała telewizja, bo ile można było maskować niezręczną ciszę odgłosem sztućców oraz rozmowami na temat szkoły i przyszłości. Dlatego John nie potrafił spędzać świąt z bliskimi swojej byłej żony, którzy rozumieli pojęcie rodzinności i przywiązywali do niego słuszną wagę, czego on nigdy nie próbował nawet robić. Ale przez te wszystkie lata starał się jak mógł, mając nadzieję, że wystarczy. Wystarczyło tylko Penny.
OdpowiedzUsuń– Nawet nie wiem skąd to mam – przyznał, gdy przykucnął przy córce pozwalając na to, by udekorowała jego głowę srebrnymi pasemkami. Gdy klaśnięciem w ręce poinformowała go o skończonym dziele podniósł wzrok i spojrzał na Rachel. – Jak wyglądam?
– Jak księżniczka – Penny uprzedziła ją odpowiadając na pytanie. John parsknął rozbawiony tym porównaniem.
– Idź znaleźć coś dla mamy – powiedział, a dziewczynka spojrzała najpierw na Rachel, jakby próbując fachowo ocenić co będzie pasować do jej włosów, a następnie wybiegła do salonu skąd po chwili usłyszeli odgłos grzebania w pudle. John wstał i pobieżnie przejrzał się w metalowej powierzchni piekarnika. – Powinniśmy spędzić trochę czasu w trójkę, tak jak kiedyś – przyznał nagle, by po chwili dodać, jakby chcąc coś sprostować: – Dla dobra naszej córki, oczywiście.
Nie dodał już jednak, że sam bawi się lepiej niż kiedykolwiek od niepamiętnych czasów. Mogło to zabrzmieć przecież dość żałośnie, a ostatnie czego chciał, to sprawiać podobne wrażenie przed swoją byłą żoną. Z niewiadomego powodu ostatnimi czasy odczuwał tęsknotę za ich dawnym życiem, chociaż nie potrafił w pełni przyznać się do tego precedensu nawet przed samym sobą.
– Mamoooo, nic dla ciebie nie zostało – Penny odezwała się z sąsiedniego pokoju, by po chwili naburmuszona wparować do kuchni. Nagle widocznie jednak sobie o czymś przypomniała, gdyż ponownie zaczęła się uśmiechać. – Ale nie szkodzi, obiecałaś przecież, że zawieziesz mnie dzisiaj do Michelle, a ona ma pełno takich rzeczy w domu.
John
[ Kocham Rose, więc nie omieszkam przyjść po wątek. Myślę, że skoro oby dwoje są z Sydney, można zrobić im takiego psikusa i założyć, że chodzili ze sobą do szkoły. On dwa lata starszy, więc możliwe wszystko jest. No i w Perth poznają się bo i Pen, jak i Mason mają ten sam wiek, więc może to samo przedszkole? :D ]
OdpowiedzUsuńLewis
[ W ogóle, w pierwotnej wersji Lewisa grał Statham, a Erin miała być Rose... ale to tak btw :D ]
OdpowiedzUsuńOrder ojca roku nigdy nie mógłby być przyznany właśnie jemu. Do ucieleśnienia doskonałości było mu bardzo daleko, a fakt, że syna zostawił na dwa długie lata przysyłania jedynie prezentów przy wymagających od tego okazjach, nie przemawiał na jego korzyść. Choć Lewis próbował usprawiedliwiać siebie samego na takie zachowania nie można znaleźć usprawiedliwień. Gdyby był ciężko chory, pracował na drugim końcu świata, w tak zajmującej pracy, że nie pomyślałby ani razu o swoim pierworodnym, może wtedy choć na chwilę można byłoby przymknąć oko na takie sytuacje.
Dzisiaj, gdy od incydentu z pojawieniem się na nowo w życiu Erin i Masona, minął już rok, a Lewis w końcu nauczył się, że ta dwójka jest wszystkim co ma - próbował nadrobić stracony czas.
W oczach byłej żony wciąż był gnidą i kanalią, która wraca jak grunt pod nogami zaczyna się osuwać, a wszystkie pieniądze zostawił w kasynie. Ale on poprzysięgną sobie poprawę, choćby świat miał się skończyć. Pragnął by Erin zobaczyła w nim to,co przed dziewięcioma laty, gdy spotkali się po raz pierwszy, a on dał się poprowadzić za rączkę przez świat jak niemowlak.
Oprócz tego, nie chciał nigdy w życiu usłyszeć, że nie było go w życiu Masona. Plułby sobie w brodę jeszcze bardziej, gdyby dzieciak za dwadzieścia lat na własnym weselu wygłosiłby mowę: "Mamuś, dziękuję ci za lata poświęcenia, gdy ojciec hulał po całym świecie i trwonił to, co pozostało mu po dziadkach."
Stał więc przed przedszkolem, próbując ochronić się przed skwarem lejącym się z nieba. Jednak nic nie dawało takiego schronienia przed słońcem i czterdziestu stopniowym upałem niż stare mury, w których umieszczone było przedszkole. Mason zabrał się dopiero za jedzenie podwieczorku, tak więc Lewis zdecydował, że poczeka w środku. Ku jego zaskoczeniu w środku spotkał kobietę, która bez ceregieli oznajmiła mu, że zna jego dane personalne, a że i znają się jeszcze za czasów szkolnych.
Czy ją pamiętał? Z wyglądu na pewno nie. Nic mu nie mówiła pociągła twarz kobiety, a tak piękną na pewno by zapamiętał. Nazwisko, które wypowiedziała brzmiało trochę bardziej znajomo, jednak musiała minąć przynajmniej minuta by przypomniał sobie dziewczynkę, której nazwisko wypowiadali na każdym apelu.
- Świat jest mały - skomentował całkiem bystro i wyciągnął rękę w stronę kobiety. - Przepraszam, że tyle mi to zajęło, powiem więc: kopę lat.
[ to jest dno! ;D ]
Usuń[Dziękuję bardzo. Przez jakiś czas tworzyłam panów bardziej ordynarnych, więc chciałam wreszcie powrócić do czegoś bardziej niecodziennego.]
OdpowiedzUsuńRuben vd Vaart
– Zaproszenie nadal aktualne? – zapytał po krótkiej chwili milczenia, która nastąpiła po tym, jak Rachel otworzyła przed nim drzwi ich dawnego mieszkania. Wyglądała na szczerze zaskoczoną jego widokiem, co sprawiło, że John miał ochotę wycofać się i... no cóż, nie był pewien co wówczas mógłby zrobić. Powrót na kolację z rodzicami oraz siostrą był perspektywą, która wywoływała w nim myśli samobójcze, wystarczyła bowiem zaledwie godzina w ich towarzystwie, by zaczął rwać sobie włosy z głowy i myśleć jedynie o skutecznej ucieczce. Na szczęście żadna z osób znajdujących się przy stole nie miała pojęcia, że szpitalny pager wzywając go do pracy zazwyczaj wydaje z siebie różnorakie sygnały połączone z wibracjami oraz migającymi czerwonymi diodami. Urządzenie, które zupełnie nagle wyjął z marynarki mówiąc „oh, nie” było zupełnie czarne i milczące, jednak ani rodzice ani Stacy nie zdawali się wątpić w jego wytłumaczenie, że czym prędzej musi jechać do pracy, bo drugi neurochirurg wyjechał do Kanady i nie ma kto operować. Rzecz w tym, że dr. Albert Cartman w ostatniej chwili odwołał lot i postanowił spędzić święta w szpitalu ze swoją kochanką-pielęgniarką, o czym kilka dni przed wyjazdem dowiedziała się jego żona. Jako że plotkowanie nie leżało jednak w naturze Johna, to zgromadzeni przy stole Aldermanowie o niczym nie wiedzieli i puścili syna prosząc – jedynie przez wzgląd na uprzejmość, a nie jakieś rodzinne zobowiązania – by czym prędzej wrócił, gdy już będzie miał taką możliwość. Jedynie Stacy zdawała się wysnuć jakiekolwiek podejrzenia, gdy wyglądając przez okno zauważyła, że samochód brata jedzie w zupełnie przeciwną stronę niż znajdował się szpital. Solidarnie postanowiła jednak milczeć, by później wysłać mu smsa, w którym wyrażała nadzieję, że skoro już wybiera się do swojej byłej żony na Wigilię, to chociaż kupił jej jakiś ładny prezent. Problem w tym, że John nigdy nie wiedział co mógłby kupić Rachel, bo niezależnie od tego czego dotyczyła okazja, zawsze na ostatnią chwilę szedł do sklepu z biżuterią, wybierał coś nieprzyzwoicie drogiego i miał nadzieję, że cena załatwi sprawę. Biżuteria w tym momencie wydała mu się jednak czymś zbyt... romantycznym, czymś czego nie wypadało kupić kobiecie, z którą związek zakończyło się rok temu. Z drugiej strony kwadratowy pakunek, o dziwo całkiem przemyślany, wydał mu się infantylnym podarunkiem, który idealnie pasował dla pary widujących się nastolatków, a nie dwójki ludzi po trzydziestce. Kupił jej płytę CD, jakiś limitowany krążek jednego z bardzo wielu wykonawców, których lubiła jeszcze rok temu i miał nadzieję, że lubi nadal. Dla dawnej teściowej miał natomiast kwiaty, chociaż doskonale pamiętał, że nie przepadała akurat za tym rodzajem, a dla córki Barbie piosenkarkę, chociaż był poważnie skonsternowany między wyborem tej, a Barbie ubranej w lekarski kitel.
OdpowiedzUsuńJohn
[Dziękuję bardzo za powitanie :) Wprawdzie mówiłam to już autorce Johna, ale nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała tego także Tobie - Penelope jest przecudowna :) Korzystając z okazji chciałam też zaproponować Ci wątek, jako że nasze postacie mają ze sobą wiele wspólnego. Może Mason i Penelope chodziliby razem do szkoły albo na jakieś zajęcia?]
OdpowiedzUsuń[Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za powitanie i szczerze liczę na to, że się tu z Selmą zaaklimatyzujemy i zostaniemy tu znacznie dłużej niż dotychczas na innych blogach, które wszystkie już upadły.
Najpiękniejsza córka świata z pięknym imieniem (losie, bardzo dziwnie jakoś brzmi ta odmiana). Chyba dostałam słowotoku. W każdym razie, jeśli jest chęć na wątek to tak sobie myślę, że można by jakoś połączyć pasję Penelope z wykształceniem muzycznym Selmy ;>]
Selma
[Pomysł z organizowaniem balu faktycznie może się fajnie rozwinąć :) Tak sobie myślę, że może Erin zaprosiłaby Rachel do siebie? Mason jest chory, więc i tak nie mogłaby nigdzie wyjść, a poza tym myślę, że w domu przy kawie (lub lampce wina :D) atmosfera będzie sprzyjała luźnym pogawędkom bardziej niż w jakiejś kawiarni :)]
OdpowiedzUsuń[Czytałam, że Pen chodzi na lekcje śpiewu, więc myślę, że Selma jak najbardziej mogłaby się takowej nauki podjąć, powinna sobie dziewczyna poradzi i stąd nasze panie mogłyby się znać
OdpowiedzUsuńI tak sobie myślę, że fajnie by było gdyby Rachel spotkała Sel w jakiejś dziwnej sytuacji, może w jakimś barze i obie byłyby pijane, zarówno jednej, jak i drugiej byłoby głupio i udawałyby, że są trzeźwe?]
Selma
[Rewelacyjnie, myślę, że może nam wyjść z tego mała komedia <3
OdpowiedzUsuńA zaczęłabyś? Byłoby suuuper!]
Selma
Odmachała Rachel, po czym schowała książkę do torebki. Jednym łykiem wypiła espresso i doszła do wniosku, że ma ochotę na drugą kawę. Przesunęła filiżankę po drewnianym blacie bliżej krawędzi stołu, by kelnerka nie musiała za bardzo się gimnastykować. W tym czasie Rachel pokonała długą drogę od drzwi do Terry.
OdpowiedzUsuń- Ty też – odparła, uśmiechając się.
Komplement sprawił jej przyjemność, ale samozadowolenie wyparła głęboka zaduma. Czy powinna poinformować ją, że wie o rozwodzie z Johnem Aldermanem? Czy poczekać, aż sama jej o tym opowie? Czy już na początku dać znać, że widziała jej byłego męża? Czy milczeć i udawać zdziwienie?
Była też ta druga sprawa, która doprowadzała jej serce na skraj wytrzymałości. Wiesz co, Rachel? Wykradniesz dla mnie trochę dokumentów, podsłuchasz rozmowy szefa, podpytasz kilku pracowników? Wszystko dla większego dobra, oczywiście. Tak, możesz stracić przez to pracę, ale z drugiej strony chyba nie chcesz mieć do czynienia ze złodziejami? Zrobisz to dla mnie, Rachel, co? Ze względu na stare, dobre czasy (śmiech).
Dlaczego w jej wyobrażeniach wypadało to tak żałośnie?
Kelnerka znowu podeszła do stolika. Terry zagłębiła się w lekturze karty, wahając się między caffe latte a drugim tego dnia espresso. Wybrała tę pierwszą. Wibracje telefonu Rachel zwróciły jej uwagę. Zaciekawił ją sposób, w jaki zareagowała na nadawcę, ale nie była na tyle wścibska, żeby zadawać natrętne pytania. W Rachel cenił najbardziej właśnie to, że ta nie wtrącała się w jej sprawy i w ten sposób nie dochodziło między nimi do żadnych poważnych i bezsensownych kłótni.
Gdy Rachel zadała to najbanalniejsze pytanie na świecie, Terry bardzo starała się nie zrobić zniecierpliwionej miny. Nie znosiła, gdy matka zaczynała w ten sposób rozmowę, którą po jednej sekundzie kończyło „nic, mamo”. Tutaj jednak Theresa chciała być bardziej zaangażowana w konwersację, zwłaszcza że znajoma wydawała się autentycznie zaciekawiona nowinkami z życia Sinclair.
- Hmm, od czego zacząć? – zastanowiła się, bardzo nieelegancko opierając łokcie na blacie. Splotła dłonie. Lepiej nie uderzać w ten ponury ton i nie zaczynać rozmowy od „nie mam męża, mieszkam z przyjacielem z dzieciństwa, którego wkrótce będę musiała się pozbyć, bo zaczyna doprowadzać mnie do szału, moja matka mnie terroryzuje i żąda zięcia, a tak w ogóle to nie jest źle.” Więc wygięła kącik ust w ironicznym uśmiechu: - Na święta dostałam Pięćdziesiąt twarzy Greya. Nie zamierzam tego czytać, ale chętnie się pozbędę. Może tobie się przyda? Na prezent dla jakiejś znienawidzonej ciotki.
Znudzona kelnerka przyniosła kawę. Postawiła naczynia na stoliku, po czym odeszła w stronę nowoprzybyłych klientów. Terry z ciekawością obserwowała jedną z nich, kobietę o tlenionych włosach i ogromnym biuście.
- Czy to jest Megan Randall, czy tylko mi się wydaje?
Od rodziców, którzy nagle zapomnieli, że ich syn nie przepada za alkoholem dostał butelkę okrutnie drogiego, dojrzewającego wina, a od siostry kalendarz na 2015 rok, gdzie na każdej stronie znajdował się jakiś optymistyczny cytat zachęcający do życia, tak jakby Stacy podejrzewała, że życie Johna jest na tyle beznadziejne, że potrzebuje on zachęty do jego kontynuowania. Spinki do krawata oraz czekoladki okazały się być więc najlepszymi prezentami jakie dostał tego dnia, chociaż opanował swój entuzjazm i wymamrotał jedynie krótkie, choć poprzedzone lekkim uśmiechem podziękowanie i ponownie zwrócił się do córki. Sytuacja faktycznie nie była taka niezręczna, jak początkowo zakładał, jednak wiedział, że nie może pozwolić sobie na stworzenie fałszywego obrazu ich rodziny. Nie będą spędzać razem każdych świąt, nawet jeśli Rachel przez wzgląd na swoją zwyczajową uprzejmość i tak będzie go zapraszać, a on nie może bawić się z nią w ten sposób.
OdpowiedzUsuń– Naprawdę? To później mi pokażesz – przyznał i ruszył za Penny w stronę salonu, gdy pociągnęła go za rękę. Zanim dotarł do głównego pokoju swojego dawnego mieszkania odwrócił się jeszcze w stronę Rachel, by odpowiedzieć na jej pytanie: – Ciasto? Jasne, bardzo chętnie.
Pokój nie zmienił się za bardzo w ciągu tego roku, chociaż obecnie wszędzie królowały całkiem gustowne, świąteczne ozdoby, które Rachel wraz z Penny porozstawiały po mieszkaniu zapewne już dawno temu. Zauważył też inne drobne zmiany, takie jak brak ich zdjęcia ślubnego wśród innych rodzinnych fotografii, czy też jego książek medycznych, które miał w zwyczaju zostawiać praktycznie wszędzie. Ogólnie rzecz biorąc mieszkanie wyglądało znacznie bardziej kobieco, było jakby przytulniejsze i definitywnie różniło się od jego minimalistycznego, pełnego otwartych przestrzeni domu. Zdążył już nawet zapomnieć jak to jest mieć sąsiadów nad głową i pod stopami, chociaż nigdy nie narzekał specjalnie na innych lokatorów budynku, bo w większości byli to starsi ludzie, którzy czasem jedynie za głośno słuchali telewizji, bo zmuszał ich do tego słabszy słuch. John początkowo nie był więc pewien, czy dzwonek pochodził z odbiornika mieszkającej wyżej pani Richmond, czy też rzeczywiście ktoś jeszcze postanowił złożyć Rachel tego dnia wizytę. Chcąc to sprawdzić wychylił się na korytarz obserwując jak jego zaskoczona była żona przyjmuje od znużonego kuriera ogromny bukiet róż.
– Ładne – wymamrotał, bo Rachel zdążyła go zauważyć zanim ponownie schował się w salonie. Musiał też szybko przestać kalkulować ile ktoś zapłacił za dostawę w Wigilię oraz za same kwiaty, a także to kim był nadawca, bo przecież niby dlaczego coś podobnego miało prawo go interesować?
John
Selma nienawidziła weekendów. Dla większości był to czas odpoczynku po ciężkim tygodniu, dla niej były to trzy dni nudnej pracy, pijane wieczory i ciężkie poranki, kiedy trzeba było jak najszybciej uleczyć kaca aby na kolejnym koncercie przynajmniej wyglądać na gwiazdę w dobrej kondycji.
OdpowiedzUsuńVestergaard była znana z grywania Mozarta, koncerty fortepianowe w jej wykonaniu były perełkami. Przynajmniej tutaj, w Perth. Owszem, jej nazwisko widniało na plakatach, ale nie dawało jej to żadnej satysfakcji. Wiedziała, że w Europie a już szczególnie w Wiedniu jej nazwisko nic by nie znaczyło. W całej tej smutnej historii jej życia dobry przynajmniej był jej wyjazd. Była to jedyna słuszna decyzja jaką udało jej się podjąć w całym życiu. Pierwsza i zapewne ostatnia.
Na koncertach zdarzało jej się płakać, kiedy grała. Później uśmiechała się najpiękniej jak tylko umiała, kiedy publiczność biła jej brawo a ona kłaniała się, chcąc uciec jak najszybciej z pełnej sali, zaszyć się gdzieś i płakać, siedząc w kącie. Czasem jeszcze uciekała nie po to aby użalać się nad sobą, tylko w ramach lepszego humoru niż zazwyczaj flirtować z barmanem w oczekiwaniu darmowych drinków. I dziś był czas na opcję numer dwa.
Miała dobry humor, nawet przebrała się po występie i zamiast ruszyć na miasto w długiej, wieczorowej sukni, usiadła przy barze w krótkiej, zwykłej, białej, bawełnianej sukience na ramiączkach, która raczej wyglądała jak męski podkoszulek lub koszula nocna, czyli Selmowy klasyk. Zamówiła whisky co by tradycji stało się zadość, którą wypiła w mgnieniu oka. Była przerwa na papieroska a później następna kolejka. Rozpoczęła się upokarzająca rozmowa z barmanem, pokaz długich i zwinnych palców, następny papieros i następna kolejka. I kobieta. Nieznana kobieta. Cholera jasna, jednak ją znała. Nie kto inny jak ona przynajmniej raz a najczęściej dwa (chociaż czasami wyręczał ją mąż) wręczała jej kilka banknotów do dłoni, kiedy mała Penelope w profesjonalny sposób zbierała niemalże z namaszczeniem swoje nuty.
- Ach, pani Keating. – Wyjąkała Selma zdecydowanie niepoprawnie wymawiając nazwisko kobiety. Nie była jeszcze pijana, prawda? I spojrzała na drinka, który stał przed nią i czekał na dopicie, i nie pozostało jej nic innego jak udać zdziwioną. – To chyba ktoś tu zostawił. – Zapewniła, zdecydowanie nie brzmiąc na trzeźwą. Jednak z tego co jej się wydawało, to jej rozmówczyni również do takich nie należała. Pozory jednak powinna zachować. Więc będzie udawać, że nic zupełnie nie piła. Porozmawia chwilę, uda, że dostała smsa a później oznajmi, że jednak nie jest tutaj umówiona i ucieknie. A póki co uśmiechnęła się do kobiety, odgarniając długie włosy. – Nie spodziewałam się, że spotkam panią w takim miejscu. – Zaczęła, chociaż już po chwili zorientowała się, że nie zabrzmiało to zbyt dobrze.
Selma
Selma kiwnęła powoli, potakująco głową w ramach potwierdzenia, że od tego momentu będzie się zwracała do kobiety po imieniu. Zastanawiała się jeszcze czy kiedy będzie trzeźwa dalej będzie ją to obowiązywać.
OdpowiedzUsuń- Dobrze Rachel. – Zapewniła, posyłając jej jeden z tych niezmiernie radosnych i idealnie wyćwiczonych uśmiechów. Nie do końca była pewna czy ma ochotę akurat na takie towarzystwo. Nie była to jednak niechęć skierowana bezpośrednio w kobietę, wręcz przeciwnie! Panie Keating wydawała się świetnie prosperującą rozwódką z cudowną córką, która była zadziwiająco zorganizowana i przy tym jeszcze zadbana. Trochę przypominała jej te idealne kobiety z amerykańskich seriali. I w tym chyba tkwił problem, Rachel była zdecydowanie zbyt idealna jak na towarzyszkę Selmy. Pijanej Selmy, jakby tego było mało.
- Ależ skądże! – Odparła Vestergaard, sięgając po szklankę. Chyba już nie musiała udawać, że ta wcale do niej nie należy, prawda? W końcu była dorosła i każdy miał prawo wyskoczyć wieczorem na drinka, nawet samemu, chociaż do tego wcale nie zamierzała się przyznawać. – Moja przyjaciółka wystawiła mnie dla faceta. – Skłamała jak z nut (idealne określenie jeśli o nią chodzi), ale przecież nie mogła przyznać się, że przyszła tutaj podrywać barmana, pijąc w samotności, jeszcze straciłaby rewelacyjną klientkę i zdolną uczennicę a na to w tym momencie zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.
- Pracowicie. – Powiedziała, długo zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie mogła przyznać się do tego, że niemal po każdym koncercie chodziła się napić, jeszcze chwila i wyszłaby na alkoholiczkę. Kto wie, może właściwie to już zaczynała mieć problem z alkoholem, jednak póki co wolała to bagatelizować. – W weekendy mam koncerty. – Dodała dla wyjaśnienia, wciąż czując się niezmiernie dziwnie w zaistniałej sytuacji. Musiała zapalić. – Wybacz Rachel, wyjdę na papierosa. – Powiedziała a następnie ześlizgnęła się z barowego stołka, mocno trzymając się blatu. Nigdzie jednak nie poszła, czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Nie może wyjść, mając aż taki problem z utrzymaniem równowagi. – Albo jednak nie. – Oznajmiła, próbując ponownie zasiąść na stołku. Spojrzała przy tym spod łba na barmana, który w tym momencie już nawet się nie krył ze swoim śmiechem. Musiały wyglądać naprawdę komicznie, obydwie pijane, udające wielkie damy. Dwie angielskie królowe.
Selma
Terry ze spokojem obserwowała Megan. Blondynka zasiadła przy stoliku, jej wielkie piersi kołysały się nad talerzykiem z szarlotką, otwarte usta pomalowane czerwoną szminką śmiały się do bruneta z naprzeciwka. Miała na sobie czerwoną sukienkę współgrającą z barwą jej warg i niebezpiecznie wysokie obcasy. Randall studiowała kulturoznawstwo, a jej ojciec był właścicielem jednej z największych australijskich firm. Oprócz tego zachowywała się jak typowa blondynka, co wbrew pozorom tylko powiększało grono jej wielbicieli. Z drugiej jednak strony – tej niepłytkiej, niezainteresowanej modą i celebrytami – okazywała się dobrym człowiekiem. Aby to dostrzec potrzeba było dużo samozaparcia, otwartego umysłu i czasu.
OdpowiedzUsuńOdwróciła wzrok od Megan, zastanawiając się, co by się stało, jakby ta je zauważyła. Podeszłaby do nich, czy zignorowała.
- Nigdy nie widziałam tego ucha – odparła cicho po raz kolejny zerkając na Megan. Rzeczywiście. Blondynka założyła włosy za ucho, odsłaniając spiczaste zakończenie.
Przeniosła wzrok na Rachel, uśmiechnęła się, słysząc pytanie.
- Raczej nie – odparła wyjątkowo pogodnie. – To znaczy oprócz ciebie, Thomasa i Wilbura z nikim się nie spotykam. Czasem zauważę kogoś na ulicy. Czasem się przywitamy i zamienimy parę słów. Czasem ignorujemy się.
Czasy studenckie wspominała o niebo lepiej niż czasy liceum. Na matematyce nie było wrednych dziewczyn z tipsami ani porażająco przystojnych rugbistów o mózgach rozmiaru orzeszka. Stykała się z osobami bardziej podobnymi do niej, co przyniosło wiele miłych wspomnień. Oprócz matematyków poznała mnóstwo studentów innych kierunków, czy to na imprezach, które były o wiele lepsze niż te w liceum, czy to na zwykłych spotkaniach.
- Przedwczoraj byłam w więzieniu – zaczęła, zdając sobie sprawę z tego, że brzmi to bardzo dziwnie. – Widziałam tam Jacka Reynoldsa. Siedzi za narkotyki - życie ludzi układało się różnie. Nigdy nie przypuszczałaby, że akurat Jack trafi do więzienia.
Kolejny łyk kawy. Wyjątkowo dobra. Dotarły do niej głosy z sąsiedniego stolika. Kobiety rozmawiały o dzieciach. Terry skrzywiła się, odkładając szklankę na stół. Ich opinie na temat wychowania różniły się stanowczo od tego, co twierdził zdrowy rozsądek. Wszystkie głosy z lokalu zlały się w jeden szum, jakieś bzyczenie. Zapachy kawy, herbaty, smakołyków tworzyły przyjemny nastrój. Klimatyzacja była prawdziwym cudem.
- A co u ciebie? – zapytała, opierając policzek na dłoni i patrząc uważnie na Rachel.