ANIES KIVILAHTI
16 IX 1991
jedna trzecia doby w sklepie zoologicznym
Wychowanek podmiejskiego sierocińca, żyjący marzeniami do pewnej marcowej środy, kiedy to w końcu poznał swoją matkę. Jak to zwykle bywa, rzeczywistość nie dorównała wyobrażeniom, a rodzicielka okazała się prostytutką, hojną prostytutką trzeba dodać, bo z początku chciała mu nawet dać zniżkę na swoje usługi. Podobno jego ojciec pochodzi z RPA, ale równie dobrze może być Norwegiem z platformy wiertniczej czy Holendrem sprzedającym skradzione rowery na e-Bay’u.
Pije, śpi i pali, a gdy skończy mu się kasa, pije i pali jeszcze więcej. Choć większość znajomych chce go wcześniej czy później dotkliwie kopnąć, ewentualnie wsadzić palce do oczu, czasami jest całkiem znośny. Zazwyczaj jednak nie omieszka szczerze powiedzieć co myśli i tego samego oczekuje od otoczenia, które rzadko korzysta z owego przywileju. Lubi piękno bardziej niż byłby skłonny przyznać i wykorzystuje każdą okazję, żeby zapewnić sobie trochę przyjemności, bo sama z siebie odwiedza go wyjątkowo rzadko.
Opowiada rozkapryszonym dziesięciolatkom, że chomiki są jadowite, aby uchronić milusińskich przed losem ogródkowego nawozu. Nienawidzi swojego szefa i zdecydowanie więcej empatii odczuwa w stosunku do zwierząt niż ludzi.
Ma dwie kuzynki, które w święta najchętniej powiesiłyby go na światełkach choinkowych. Wiecznie mają za złe swojej matce, że od ponad dwudziestu lat bezskutecznie próbuje wyciągnąć swoją siostrę z burdelu. Ogólnie to jednak te cztery kobiety się kochają – przecież to wszystko jego wina.
F a n t a z j i, k t ó r ą w m y ś l i m a m
Z b y t ł a t w o s i ę p o d d a ł e m.
J e ś l i t y m w s z y s t k i m m a m b y ć s a m,
T o c h y b a z w a r i o w a ł e m.
[Czołem. Die Antwoord, Ben Nordberg, Goethe i ja. Lubimy konkrety, dramę, chore powiązania i brak spokoju.]
[Aaaaaa, jest Die Anwoord, Goethe, jadowite chomiki i światełka choinkowe i chyba lepiej być nie może! Przyszłam się przywitać i życzyć miłej zabawy między innymi z moją Selmą bo proponujemy wątek, na który jeszcze nie mamy pomysłu, ale zaraz coś wymyślimy, a co!]
OdpowiedzUsuńSelma
[Chcę dramę. ]
OdpowiedzUsuńJena
[Pomysł jest idealny, tym bardziej, że Selma lubuje się w takich miejscach. Już zaczynam, jak rozumiem nasi państwo mają już się znać, si?]
OdpowiedzUsuńSelma
[Znów się widzimy, cześć!]
OdpowiedzUsuńRuben vd Vaart
[Ruben zazwyczaj odcina się do świata, więc obecność w hotelu istoty w jego wieku pomiędzy nastoletnimi kuzynami zaciekawiłaby go, szczególnie jeśli Anies wydawałby się dość ugodowy w obecności pani cioci. Och, a jeśli dodatkowo dowiedziałby się, że Kivilahti pracuje w sklepie zoologicznym, miałby okazję aby dopytywać się o koty chcąc przekonać ciotkę, aby mógł mieć jednego.]
OdpowiedzUsuńRuben vd Vaart
[Kurde, karta mi lekko tyłek urwała. No, bardziej postać. Naprawdę dobrze opisana. Witam na blogu :)]
OdpowiedzUsuń[okej. Tylko jeszcze jedno, takie małe... Od którego momentu chcesz zacząc? Niech ze sobą śpią, raz Jena żyje i niech ma trochę przyjemności. ]
OdpowiedzUsuńJena
Wieczory bywały najgorszą częścią doby. Zdecydowanie. Zawsze.
OdpowiedzUsuńPoranki nie były najgorsze. Co prawda zawsze odczuwała zawód, kiedy okazuje się, że łóżko jest puste i jest tam tylko Selma, jedna sama, ale zaczynała już się do tego przyzwyczajać. Później szła do białej łazienki aby leżeć niemal przez godzinę w klasycznej wannie, popijając herbatę z mlekiem, wpatrując się w słońce dopóki nie będzie musiała zamknąć mocno oczu z nadmiaru jasności.
A później jest już coraz gorzej. Dzień przemija powolnie a ona oddałaby naprawdę wiele aby znaleźć sobie zajęcie, które zaabsorbuje ją na tyle, że zapomni o tym, że jest i że cierpi.
Jednak to wieczorami najbardziej czuje, że jest sama. Czasem wychodzi aby mieć wrażenie, że wcale tak nie jest, ale to nic nie daje. Może wybiera złe miejsca.
Dzisiaj miało być tak samo. Jak zawsze, po każdym koncercie trafiła do obskurnego baru wyglądając wręcz karykaturalnie. Usiadła, całkowicie nie zwracając uwagi na długą, elegancką suknię w kolorze różu pompejańskiego, z wyciętym dużym dekoltem na plecach. Zawsze śmiali się z niej w tych miejscach, ale ona też się śmiała. I tym śmiechem łączyła się z innymi i już prawie nie była taka samotna. Przez chwilę. Przez kilka sekund.
Upiła kilka małych łyków z niskiej szklanki, krzywiąc się przy tym a później omiotła wzrokiem lokal zawieszając spojrzenie na znanej postaci. Uniosła lekko kąciki ust, unosząc dłoń w geście powitania a później ruszyła od razu w stronę stolika, przy którym siedział Anies.
- Ale mam szczęście, że cię spotkałam. - Powitała go, naprawdę się ciesząc, że może dziś wcale nie będzie tak samotna jak zazwyczaj. - Cóż za wspaniały wieczór. - Dodała z uśmiechem jak gdyby naprawdę ten wieczór był niesamowity.
[Oszałamiająco nie jest, ale jest przynajmniej, o!]
Selma
[W takim razie bardzo się cieszę i czekam. Może mnie w międzyczasie coś przyjdzie do głowy.]
OdpowiedzUsuń[Raczej mało się tym przejmują, jak to nastolatkowie. Żyjąc w hotelu przyzwyczajeni są już do tego, że ich matka ma kontakt z wieloma ludźmi. Ale jeśli chcesz bo sądzisz, że to doda smaku wątku, mogli kiedyś Aniesowi w jakikolwiek sposób zajść za skórę, lub odwrotnie.]
OdpowiedzUsuńRuben vd Vaart
Chciałaby móc napisac w pamiętniku 'Tego pięknego, mroźnego poranka obudziło mnie trzaskanie drewna w kominku i zapach jaśminowej herbaty'. Prawda była jednak inna, mniej kolorowa i bardziej upalna, wypełniona jedynie zapachem przypalanych tostów i szelestu metalowego wiatraka. W mieście temperatura wydawała się byc znacznie wyższa, niż gdy mieszkała na farmie. Jakby każdy z osobna stanowił dodatkowy grzejnik; temperatura była na tyle wysoka, że w miejscach gdzie zamiast betonu był, popularny w chłodniejszych miejscach asfalt, zwyczajnie zapadała się w grunt.
OdpowiedzUsuńZmęczona, z naręczem papierowych toreb weszła do mieszkania. Było grubo po jedenastej, za oknem w końcu zrobiło się ciemno, ale w jej mieszkaniu nie panowała cisza, jaką powinna zastac. Odłożyła zakupy, zdjęła buty, rozpięła obcisłą w tali, dalej rozkloszowaną spódnicę i otworzyła drzwi do pokoju Aarona.
-Aaron, chcesz mi o czymś powiedziec?- spytała, ale nie patrzyła na piwo, które trzymał w dłoni, tylko na mężczyznę z którym siedział i najwyraźniej rozmawiał.
-Jena nie, Sophie nie jest przykrywką, a to jest Anies- powiedział spokojnie, z równie dużym spokojem odkładając butelkę piwa na stolik.
-Myślałam... Nieważne- machnęła ręką i jeszcze raz zmierzyła nieznajomego wzrokiem- Myślałam, że jesteś młodszy. Jena Gardner, jestem kuzynką Aarona- przedstawiła się, wyciągając w jego stronę dłoń.
Najmłodszy z towarzystwa przemknął między nimi jak cień, kiedy kierowali się do przedpokoju, co jednoznacznie miało zasugerowac, iż Anies zmierza do wyjścia.
-Mamy umowę, że Aaron nie sprowadza do domu osób, których nie znam, chociaż odrobinę. Sporo mi o tobie mówił... Napijesz się czegoś?
Kąciki jej ust zadrżały lekko a później uśmiech zelżał aż do momentu kiedy jej usta lekko się uchyliły w zastanowieniu.
OdpowiedzUsuń- Był okropny jak zawsze. - Powiedziała w końcu, czując wstyd nie tyle przed nim, co przed samą sobą.
Selma chyba nie umiała posługiwać się sarkazmem, nigdy do końca nie zrozumiała dlaczego ludzie to robią. Niezależnie od tego jak bardzo zły był jej dzień, niezależnie od tego jak bardzo była zgorzkniała w danym okresie, Selma zwyczajnie nie umiała być sarkastyczna. Znacznie lepiej radziła sobie z byciem po prostu wściekłą albo udawaniu, że wszystko idzie po jej myśli. Cokolwiek tylko nie sarkazm. - Ale ładnie widać gwiazdy. - Dodała, powracając do swojego niezmiernie lakonicznego uśmiechu. Usiadła w końcu na wprost blondyna, skupiając na nim spojrzenie piwnych oczu. Nie przyznawała się sama przed sobą, że czekała na to spotkanie. Znacznie przyjemniej było upijać się w czyjejś obecności, nie wspominając już o tym, że Vestergaard na co dzień naprawdę nie znajdywała zbyt dużo okazji do jakichkolwiek rozmów. Może pomijając jedynie zaniepokojonych sąsiadów, którzy regularnie do niej przychodzili aby przekonać się czy wszystko jest w porządku i aby przy okazji przypomnieć o ciszy nocnej. Czasem rozmawiała z ekspedientką ze sklepu na dole, z pracodawcami i z matką, która kontrolnie dzwoniła raz w tygodniu aby przekonać się, że Selma rewelacyjnie sobie radzi i całkowicie pogodziła się już ze swoją sytuacją.
- Tak naprawdę to jest tak samo beznadziejny jak wszystkie. – Stwierdziła w końcu, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc. Upiła kolejny łyk rozwodnionej whisky, która mimo to jednak była dla niej niezmiernie mocna a później sięgnęła po paczkę papierosów. Zakaz palenia tutaj nie obowiązywał. A raczej zarówno właściciel stojący za barem, jak i tutejsi stali bywalcy zwyczajnie go nie przestrzegali. Selma niemalże z namaszczeniem wyjęła papierosa, kilkakrotnie obracając go w palcach, drugą dłonią przenosząc paczkę w stronę Aniesa. Zaciągnęła się w końcu po chwili uważnie obserwując dym, który wydostawał się z jej ust, który sprawiał, że lokal wydawał się jeszcze bardziej szary, ponury i przygnębiający. Lubiła jednak tę atmosferę. Czas biegł tu całkowicie inaczej, wręcz zatrzymał się czego najlepszym przykładem były wyblaknięte kolory ścian i lepiące się, kiedyś z pewnością lśniące, plastikowe blaty stolików. Ale przychodziła tu z uporem maniaka, spędzając tu przynajmniej jeden wieczór w tygodniu, sama chyba do końca nie mając pewności czy było tak za sprawą nastrojów tu panujących czy może właśnie siedzącego teraz przed nią towarzysza.
[Omójboże rzuciłam palenie i w tym momencie mam ochotę rzucić się biegiem do sklepu!]
Selma
Ruben całym sobą unikał przyzwyczajeń. Żyjąc swoim życiem codziennym było to trochę trudne do wykonania, gdyż zazwyczaj jego czynności nie były niczym nowym czy ekscytującym, jednak cały czas trzymał się myśli, że wszystko co widzi trwałoby tylko przez chwilę. Nawet rodzaj ludzki trwał krócej niż motyl na skali historii ziemi, a co dopiero wszechświata; wszystko co widział prędzej czy później zmieniłoby się, następnie zmieniłoby się jeszcze parę razy, aż w końcu obróciłoby się w proch i ta świadomość dawała mu poczucie bezpieczeństwa bo wiedział, że wszystko miało takie samo zakończenie i że przynajmniej w tym nikt nie byłby od niego lepszy. Ale pierw musiał te wszystkie zmiany przeżyć.
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczajenia prowadzą do melancholii i dlatego uciekał od nich za każdym razem. Nagłe zniknięcie czegoś z jego życia mogło także wywołać nagły przeskok w jego chorobie psychicznej i jego ciotka martwiła się o to, aby nigdy mu niczego nie brakowało. Pozwalała mu nadal żyć z przekonaniem, że z dnia na dzień jedzenie mogło zniknąć z jego stołu, a dach znad jego głowy, ale w głębi wiedziała, że dopóki jej hotel pozwalał im obu zarabiać pieniądze, nic podobnego by się nie wydarzyło.
Chłopak lubił niezaplanowane rzeczy, które od czasu do czasu plątały swoje nici z jego linią życia, bo potwierdzały one jego teorię. Pochodziły one przede wszystkim ze strony kobiety u której mieszkał, bo jego żywot sam w sobie nie był zbyt ozdobiony w pozytywne niespodzianki; jedną z nich był ten chłopak, który zdawał się być pupilkiem Stephanie, a przynajmniej tak udało się Rubenowi go odebrać. Wiedział jedynie, że był jej eks-pracownikiem mimo tego, że gdy ciocia nie miała się czym zająć w spokojne hotelowe wieczory, bardzo lubiła prowadzić monolog na jakikolwiek temat; chłopak zdawał się puszczać wszystkie informacje na temat Aniesa mimo uszu chociaż wiedział, że zagnieździły się one w jakichś ciemnych miejscach jego umysłu.
Wiedział też, że nieznajomy był w jego wieku i to było jedyną rzeczą, która zmuszała go do dłuższego zawieszenia oka na tej osobie. Od małego okazywał tą ciekawość do swoich rówieśników, wiecznie czując się niedopasowany i nieodpowiedni; nie dziwne więc, że gdy nieznajomy po raz pierwszy od pewnego czasu pojawił się przed nim w recepcji, van der Vaart musiał dać sobie parę sekund na odpowiedź. Fotograficzna pamięć pozwalała mu na nie skupianie się jedynie na twarzy, lecz na przesunięcie wzrokiem po całej osobie trzykrotnie od głowy do stóp, zanim nawiązał krótkotrwały kontakt wzrokowy, przerwany powrotem do ciągnięcia paru linii w formie szkicu na swoim notatniku.
- Ciocia jest w kuchni, za chwilę powinna wrócić - odezwał się podając informację, na którą Anies zapewne czekał.
Ruben vd Vaart
Najpiękniej było widać gwiazdy w Skandynawii. Może nawet nie w rodzinnej Kopenhadze, ale wystarczyło oddalić się od niej zaledwie o kilkanaście kilometrów a gwiazdozbiór już tam prezentował się niesamowicie. A może był to po prostu rodzaj lokalnego patriotyzmu. Z pewnością gdyby Selma wywodziła się z Australii upierałaby się, że to właśnie tutaj niebo jest najpiękniejsze. Niezależnie jednak od tego gdzie przebywała, każdej nocy zwracała uwagę na widoczność, a dnia dzisiejszego była ona zaskakująco dobra.
OdpowiedzUsuńNie oczekiwała od Aniesa, że będzie ją pocieszał. Wręcz przeciwnie, przyjemnie było kiedy tego nie robił, kiedy nie zapewniał, że z pewnością nie było tak źle jak jej się wydawało, i że następnym razem z pewnością będzie lepiej. Lubiła to, że nie wypytywał a po prostu siedział niczym niewzruszony, nie uciekał spojrzeniem, kiedy zbierało jej się na łzy i jakoś tak się składało, że w jego obecności nie dostawała szału, niczego nie tłukła, nie krzyczała, nie uderzała pięściami o blat stolika.
Uniosła swoją szklankę i upiła z niej kilka łyków, czując, że coraz bardziej wiruje jej w głowie.
- Było ich całkiem sporo. – Odparła w końcu, wiedząc, że powinna skierować tę rozmowę na zupełnie inny temat, ponieważ przy takim może być ciężko nie wpaść w szał lub w płacz i nie narobić scen. Z resztą Selma nie umiała się hamować i nie widziała potrzeby aby to robić. Emocje były zbyt silne aby móc je zahamować a ona ewidentnie miała niesprawne hamulce.
– Co ciebie dzisiaj tutaj sprowadziło? – Gładko zadała to pytanie, jakby było kontynuacją odpowiedzi na to zadane przez niego. Znów sprowadziła na twarz ten swój lakoniczny uśmiech i znów spojrzała na niego jakby już z twarzy miała wyczytać co za chwilę powie.
[Dziękuję, z pewnością mi się to przyda bo momentami bywa ciężko!]
Selma
Osoby takie jak Anies wzbudzały w niej sympatię. Była to sympatia mimowolna, wcale nie wywołana współczuciem, czy czymś innym, co mogłoby sprawic, że nie czułby się w jej obecności komfortowo. Prawdopodobne było, że jest ona spowodowana ciężkim losem, który w jakiś sposób ich łączyc; Anies miał dla Jeny sytuację znacznie cięższą, bo nie dostał jeszcze pomocnej dłoni na tyle dużej i na tyle silnej, by faktycznie mu pomogła.
OdpowiedzUsuńDobrze pamiętała, jak sama dziwnie się czuła będąc w cudzym domu. Całe życie spędziła na farmie, a pojedyncze wyjazdy do Adelajdy były... Pojedynczymi wyjazdami. Nie miała znajomych, podstawówkę ukończyła w domu, zaś resztę edukacji pobierała za pośrednictwem radia i specjalnie nagrywanych kaset. Dzikus, dzikus jak się patrzy.
-Aaron już jadł, a ja i tak wszystkiego nie zjem. Poza tym, co to za przyjemnośc z posiłku, gdy spożywa się go w samotności?- powiedziała przyjemnym, ciepłym głosem patrząc na niego uważnie- Zostań na kolacji. Wiem, że już późno, ale założę się, że nie należysz do mężczyzn stojących przy garnkach- zaśmiała się, włączając piekarnik.
Wydawał się byc spięty. Przypominał jej trochę dzikie zwierze; płochliwe, nieufne. A może znów naczytała się za wiele tych pierdół, które pisali młodzi ludzie z miasta? Nieraz zastanawiała się, czy nie zatrudniono jej tylko po to, aby umiała określic realizm książki, która miała byc realistyczna i która miała mówic o prawdziwym życiu; nie tylko na farmie. Były jednak książki, tak jak ta, której rozdział przeczytała dzisiaj rano, które robiły na niej ogromne wrażenie i sprawiały, że częśc metafor, odniesień przenosiła właśnie z nich do rzeczywistości. Tak jak i robiła to teraz.
Szykując nakrycia do stołu patrzyła na niego z zaciekawieniem, ale nie w nachalny, krępujący sposób.
-Nie wiem, ile Aaron mi o Tobie mówił, ale ja dowiedziałam się, że mieszkasz sam i równy z Ciebie gośc... Nie przyjmę odmowy- ostatnie zdanie było twarde, dodatkowo zaakcentowane drzwiami otwieranymi przez Aarona.
-Widzę, że Cie dopadła- westchnął, wychodząc z łazienki w samym ręczniku- Lepiej zostań, bo prędzej zamknie drzwi i połknie klucz, niż wypuści Cie w burze i bez zjedzenia czegokolwiek- wzruszył ramionami i nawet nie czekając, rzucił w kierunku Jeny paczkę papierosów- Jutro jadę sam na trening, dobranoc- rzucił na odchodnym i nawet nie starał się ratowac Aniesa, czy chociaż porozmawiac z Jeną.
Ich relacja była zawiła nawet dla niej, bo Aaron stanowił dla niej ucieleśnienie najważniejszych osób w życiu, których zawsze jej brakowało. Brata, trochę ojca, trochę dziadka ze swoimi milionami opowieści i trochę syna, bo jednak to wciąż ona za niego odpowiadała. Dzięki niemu czuła, że ma rodzinę i czuła się zwyczajnie szczęśliwa i mniej samotna, niż kiedykolwiek. Okrutne, ale prawdziwe stwierdzenie byłoby powiedzenie, że szybko stanęli na nogi po śmierci matki Aarona. Może to dlatego, że musieli? Aaron miał szkołę, Jena pracę i oboje mieli w sobie zbyt dużo bólu, by rozmawiac o nim na głos. Tak było przynajmniej przez pierwsze miesiące- tylko mijali się w korytarzu.
-Aaron żartuje. Jeśli masz inne plany to uciekaj, ale miło by mi było, gdybyś zdecydował się jednak zostac.
[Nekropolis robi fajne wrażenie, ma dobry klimat, ale trzeba budować dużą armię, bo jednostki są takie sobie. Żeby było dramatycznie, możemy zrobić przerwę w dostawie prądu w połowie fascynującej rozgrywki, bo przecież nie ma nic bardziej przykrego niż przerwana partia. :D
OdpowiedzUsuńNo i świetne, naprawdę genialne zdjęcie.]
Keith
Miała dopiero niewiele ponad trzydzieści lat, a pod jej opieką znajdował się siedemnastoletni chłopak; pełen energii, chęci do życia i ciepła. Nie mogła przy nim zachowywac się tak, jak robiła to przed próbą przejęcia przez nią obowiązków należących do matki. Wiedziała, że nigdy mu jej nie zastąpi, ale starała mu się dac wszystko, co mogła. Faktycznie, ich relacja nie była książkowa, ale ich historie też nie były niczym bajki, bo zarówno Aaron, jak ona sporo się wycierpieli. Teraz mieszkali w niewielkim, ale zadbanym mieszkaniu, mogli pozwolic sobie na dwa samochody i Jena po cichu odkładała na wakacje, które mieli spędzic w Queensland. Pierwsze wakacje w życiu, bardzo możliwym było, że również ostatnie, bo nawet na nich nie będąc bała się, że zwyczajnie nie będzie wiedziała co zrobic z wolnym czasem.
OdpowiedzUsuń-Nazywam to cosięnawinie- uśmiechnęła się do niego- Nic specjalnego. Pie* z kurczakiem i warzywami- odpowiedziała, podając mu do ręki dwie pary widelców i noży.
Ona wychowywała się w rodzinie. Miała ojca, matkę, braci i siostrę, a mimo to, nie czuła się z nimi związana. Wiedziała dobrze, że zachowuje się niewdzięcznie, że jest krnąbrna, że... Że zwyczajnie nie mogłaby tak życ. Nie było tam ciepła, takiego, które widzi się w filmach dokumentalnych, czy fabularnych opowiadających o ludziach, którzy są tak jak oni, niemalże odcięci od reszty świata. Ten, który najprawdopodobniej ją spłodził, był agresywny, władczy. Matka istniała po to, by mu służyc i całymi dniami pracowac. Ona i rodzeństwo mieli pracowac, ładnie wyglądac w kościele i godnie reprezentowac rodzinę. Po tym, jak uciekła z domu, ojciec nie odzywał się do niej przez następne trzy lata i, prawdę mówiąc, wcale nie była z tego powodu smutna. Z perspektywy czasu, gdy cała złośc z niej uciekła, doceniała to, że nauczył ją ciężkiej pracy, że dzięki niemu wiedziała, jak uspokoic osobę agresywną. Większośc z mężczyzn, z którymi miała do czynienia niestety taka była. Pech chciał, że każdy z nich wydawał się byc łagodny, ciepły, a okazywał się typem pana i władcy, którym ona się zwyczajnie brzydziła i nie umiała zrozumiec kobiet, które z własnej woli poświęcały się dla swych mężów, partnerów, kochanków. Miłośc... Pewnie gdzieś była. Ale czy nie były to tylko uzależniające toksyny?
-Mam zmywarkę, więc nawet nie myśl o zmywaniu- zawołała z kuchni, po czym można było usłyszec ciche przekleństwo, kiedy oparzyła się o piekarnik. Chwilę schłodziła zaczerwienienie pod wodą, na tackę wyłożyła naczynia z "plackami" i zaniosła je do salono-jadalni.
-Jakbyś chciał jeszcze to mów. Nie wyjęłam wszystkiego, żeby nie wystygło- wytłumaczyła, wyjmując korek z otwartego wcześniej wina- Napijesz się?
Siedzieli na kanapie obok siebie,bo na dobrą sprawę nie istniała żadna inna możliwośc. Zanim jednak Jena ułożyła się, tak jak lubiła najbardziej, czyli siedząc ze skrzyżowanymi nogami, opierając się leniwie o poduszki, przypomniała sobie, że jest w spódnicy, która zwyczajnie na to nie pozwalała.
-Nalej sobie, jeśli masz ochotę, muszę iśc się przebrac- wytłumaczyła i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojej sypialni. Nie minęły trzy, może nawet dwie minuty, kiedy wróciła z włosami związanymi w kitkę, w luźnej, pewnie należącej do Aarona koszulce na ramiączka i zwykłych, dżinsowych szortach. Dopiero tak, bardziej domowo i znacznie młodziej wyglądając i czując się lepiej, rozsiadła się i zabrała za jedzenie.
-Smacznego.
[W sumie to nie wiem, jak to przetłumaczyc. To takie coś, że wykładasz naczynie ciastem francuskim, wkładasz coś do niego i zakrywasz następną warstwą ciasta francuskiego]
Selma czekała na moment, kiedy zrezygnuje z krzyku, kiedy nie sięgnie po talerz, kiedy nie będzie miała potrzeby czegoś zniszczyć. Miotały nią silne emocje, z którymi ona ewidentnie nie umiała sobie poradzić a cała ta agresja, która momentami się u niej pojawiała, wcale nie sprawiała, że czuła się lepiej. Zaczynało się od jednej myśli, jednego wspomnienia. Później płakała, rzucając się na łóżko, kryjąc twarz w białych poduszkach, a kiedy dochodziła do wniosku, że przecież nie jest kretynką i nie udusi się, wstawała z wielką złością, głośno krzycząc, ile tylko miała siły w płucach i przeponie. Dbała o dłonie, przede wszystkim o długie palce , które z lubością grały Mozarta, dlatego nie uderzała pięściami w ściany, tylko w obicie kanapy. Tupała w drewnianą podłogę a później zaczynała rzucać szklankami i całą zastawą, którą była zmuszona kupować przynajmniej raz na miesiąc. I wciąż czekała na dzień kiedy to wszystko jej się znudzi, kiedy nie będzie łkać idąc spać, kiedy pomyśli o tym, że ostatnie dni były naprawdę udane, ale ten czas wciąż nie nadchodził a ona dalej była sama i bezsilna, zamknięta w klatce z dzikim zwierzęciem. Z samą sobą.
OdpowiedzUsuńSama rozejrzała się po barze, biorąc z niego przykład a później uśmiechnęła się nieco szerzej, ale naprawdę szczerze.
- Brakuje ci przynajmniej czterdziestu kilo i łysiny. W zęby mogę ci przyłożyć. – Żart był słaby, ale Vestergaard ewidentnie się w takich lubowała. Jeszcze kiedyś była mistrzynią głupich żartów. Sama okrzyknęła się mianem kawalarza i rzucała suchymi żartami niczym okruchami dla ptaków, ale te czasy się skończyły. Może jeszcze kiedyś nadejdą, chociaż Selma akurat była przekonana, że już nigdy nie będzie umiała tak żartować. Naiwniaczka.
- A tak na serio to im się chyba to podoba. – Stwierdziła, mrużąc oczy, kiedy ponownie przypatrywała się mężczyznom. – Pogodzili się ze swoim życiem. – I chociaż było to generalizowanie i ona doskonale o tym wiedziała to jednak ani na chwilę nie zawahała się wypowiadając swoją opinię. Takie przynajmniej było jej wyobrażenie o tych ludziach.
- Nie lubię lodów. – To chyba była najłatwiejsza odpowiedź. Nie trzeba było się tłumaczyć z takich rzeczy. W sumie to w ogóle była niejadkiem, może właśnie dlatego wolała alkohol, który zdecydowanie jej nie smakował. – Należę do tej drugiej grupy, która użala się nad sobą a później jak już jest pijana to robi z siebie pośmiewisko aby później znów móc się nad sobą użalać. – I było w tym zadziwiająco dużo prawdy. Pomijając fakt, że Selma nie przeżywała faktu zrobienia z siebie idiotki. To akurat było jej w pełni obojętne.
Selma
Spojrzała na niego. Spojrzenie nie było już tak wesołe, ani tak ciepłe jak do tej pory. Było w nim trochę smutku, trochę żalu i tęsknoty. Wszystkiego po trochu, bo resztę wypełniała jakaś pustka, która była na tyle głęboka, że chwilę jej zajęło nim doszła do siebie. Aaron był szczęściarzem? Patrzył, jak jego matka umiera powoli i w cierpieniu; miał ojca idiotę, a jedyną osobą, która się nim zajmowała była kuzynka, ze wcale nie lepszą historią. Z drugiej jednak strony, nadal było mu chyba lepiej niż młodemu mężczyźnie, który siedział obok. W ostatecznym rozrachunku nie był sam, co więcej nie musiał aż tak walczyc o swoją przyszłośc, bo Jena miała zamiar mu zagwarantowac lepszy start. Sama nie spodziewała się miec dzieci kiedykolwiek, bo z kim? Aaron był jej jedyną pociechą i niekiedy obawiała się, że tak miało pozostac.
OdpowiedzUsuńOna już wcześniej zauważyła, że jest przystojny. Nie był wyfiołkowany, jak większośc mężczyzn, z którymi przyszło jej pracowac. W dodatku biło od niego coś takiego, obok czego jako kobieta nie umiała przejśc obojętnie. Z tym czymś mężczyzna nie musiał byc przystojny, wysportowany, czy nawet wygadany. To było coś jak seksapil, tyle tylko, że bez nazwy.
-Możesz wpadac częściej, nie widzę problemu- powiedziała, wkładając do buzi pierwszy kawałek. Konsumowanie posiłku przebiegło we względnej ciszy, jakby oboje napawali się tym momentem. To było jak zwolnienie tempa, nagłe przystopowanie, chwila zamyślenia. W tym czasie opróżniła prawie trzy lampki wina i zaczynała powoli odczuwac tego skutki. Uśmiech był szerszy, ale ruchy i mowa nadal stabilne.
-Jakby na to spojrzec z innej perspektywy, to śmieszna z nas trójka. Tak tragiczna, że to aż niedorzeczne, że się poznaliśmy. Ja uciekłam z domu, Aaron stracił matkę, ty... Ty miałeś najciężej, ale w sumie wyszedłeś na ludzi. Nie wyglądasz na narkomana, a w sumie tylko takich ludzi nie chce w otoczeniu Aarona- powiedziała szczerze, po czym wskazała na przedramię- W momencie, gdy jego matka wyciągnęła mnie z pracy, miałam już wbijac sobie strzykawkę. Nie pozwolę, żeby Aaron miał kiedykolwiek taką możliwośc.
Co rusz, ilekroc sięgała po kieliszek, była nieco bliżej niego. Nie było to nachalne zmniejszanie odległości a tylko delikatne, przez nią usprawiedliwiane tym, że nie chce zbyt głośno mówic, aby nie obudzic Aarona, śpiącego za ścianą.
-Opowiedz coś o sobie. Nie o sierocińcu, ciężkim dzieciństwie... Tak o sobie. Co lubisz robic, o czym myślisz jadąc autobusem... Takie, dosłownie coś- poprosiła cicho.
Zaśmiała się na jego stwierdzenie o bieganiu, sama będąc totalnym sportowym beztalenciem. Co prawda rewelacyjnie radziła sobie na jodze, jeszcze lepiej na kung fu, nie wspominając już o tai chi, jednak w żadnym maratonie nie byłoby szans aby wzięła udział. Ze sprintem też miała problem, kaczka by ją przegoniła.
OdpowiedzUsuńMyśli Selmy obrały podobny kierunek, jednak poszły jeszcze o krok dalej. Ludzie siedzący wokół nich przeżyli już swoją młodość, w większości pewnie znacznie lepiej, bez tej beznadziei, korzystając jeśli nie z każdego dnia, to chociaż z jednego w tygodniu. A oni? Zarówno Anies, jak i Selma siedzieli w obskurnym barze, przeżywając w ten sposób lata swojej młodości. I interesujące było jedynie to czy kiedykolwiek się obudzą i wyrwą z tego amoku, chociaż Vestergaard wolałaby się nigdy nie otrząsnąć, ponieważ to łączyło się z zawodem i obliczaniem straconych lat – to z kolei wydawało się jeszcze gorsze niż to (możliwe, że chwilowe) zastygnięcie.
Zaśmiała się cicho, słysząc jego pytanie a później pokręciła przecząco głową, chociaż i kąpiel w fontannie się zdarzyła. Dopiła trunek ze szklanki, zastanawiając się co właściwie mu na to odpowiedzieć. Miewała różne humory, a co za tym szło, różne zachowania. Czasem zdarzało się cichej i potulnej (a przede wszystkim pijanej) Selmie podrywać barmanów, opowiadając im o jej złotych palcach, jak to określała, czasem krzyczała na ulicy, czasem postanawiała, że zakończy swój żywot, a jeszcze innym razem rzucała się na jakiegoś pana z brodą, przekonana, że jest jej byłym mężem.
- Zostaję wtedy najgorszą sąsiadką świata. Urządzam koncerty nad ranem, budzę sąsiadów żeby rozpięli mi sukienkę a czasem na dodatek śpiewam. – Stwierdziła rozbawiona, mając nadzieję, że owe eufemizmy nie zabrzmiały najgorzej. Chyba w tym wszystkim był jeden plus, Selma najwidoczniej była nieśmiała wśród znajomych i najwidoczniej to ją powstrzymywało od robienia scen już przy nich. – I jak ma się kaca to też można zrobić z siebie całkiem niezłe pośmiewisko, chociażby przed samą sobą. – Przyznała z zadziwiającą szczerością. Zawsze następnego dnia, biorąc gorącą kąpiel śmiała się z siebie, jednocześnie obiecując sobie, że już nigdy więcej nie tknie alkoholu, jednak najwidoczniej kontrola nie była jej przyjaciółką, a wręcz przeciwnie. – A ty? Nie użalasz się nad sobą po nocnych eskapadach? – Ależ zdecydowanie nie wyglądał na osobę, która użalałaby się nad sobą w ogóle, chociaż Selma liczyła, że zaraz jej opowie jak to z nim jest.
Selma
[O losie, jakieś dziwne przerwy się porobiły. Sprzęty mnie nie lubią.]
Usuń[E, dla mnie i tak bastion wygrywa, mają Legolasa. :) A gołe stópki to przede wszystkim marzną. I ani trochę się nie obrażę, jeśli zechcesz zacząć.]
OdpowiedzUsuńKeith
Jena nie należała do typowych, nieco uległych i ciepłych Australijek. Miała niewiele ponad trzydziestkę i w teorii, jeszcze nie zaliczała się do grona starych panien; mimo to, koleżanki z pracy, za jej plecami, wróżyły jej taką przyszłośc. Bo w wydawnictwie mogła faktycznie wydawac się niezbyt sympatyczna, ostra, bezkompromisowa, niekiedy wręcz brutalna w mówieniu tego, co myśli na dany temat. W domu była zupełnie inna, jakby oddzielała prywatnośc od strefy zawodowej bardzo grubym, wytrzymałym murem. Rzadko kiedy podnosiła głos, kłóciła o cokolwiek... Aaron nieraz mówił jej, że jej niepowodzenie w zwązkach to wina mężczyzn, którymi się interesowała. Wszyscy przypominali ją, ale tą z pracy, a ona nie miała zamiaru znowu wrócic pod bicz kobiecych obowiązków. Z tego względu zerwała zaręczyny; narzeczony oczekiwał, że jeśli będą mieli dziecko, to ona rzuci pracę na jakieś piętnaście lat- bo dziecko musi miec normalny dom. A Jena nie miała odwagi rezygnowac z jedynej rzeczy, której kiedykolwiek była pewna.
OdpowiedzUsuń-Gdyby tak się stało, ubierałabym się głównie na różowo- zaśmiała się cicho, robiąc to dopiero wtedy, gdy stłumiła przyjemny dreszcz, który przeszedł wzdłuż jej nogi aż do ramion.
Dawno przestała wierzyc w księcia z bajki. Tak samo jak w te wszystkie uczucia, o których czytała w książkach. Szef zawsze kłócił się z nią o romanse- bo przecież ludzie chcą to czytac! chcą czuc się wyjątkowo! Jena tego nie rozumiała i uważała, że te książki są tak samo wymyślone, tak samo okrutnie nieprawdziwe, jak elfy, trolle, ghule i inne istoty. Nie mogła jednak zaprzeczyc swojej naturze. Lubiła męski dotyk, silne dłonie, to jak mogła wtulic się w zagłębienie między szyją a ramieniem, opierac dłoń na torsie i słuchac cichego, niskiego, nieco buczącego tonu.
-Jestem uzależniona od czytania książek. Nienawidzę, kiedy do wydawnictwa przysyłają nam jeden rozdział, bo po jego przeczytaniu, jeśli jest dobry, nie wiem co mam ze sobą zrobic- powiedziała cicho- Chce mi się śmiac, płakac, krzyczec, ale zazwyczaj i tak kończy się to na kawie, albo jakimś tanimi winie. Ja czasami zastanawiam się, co by było, gdyby pająki umiały mówic. Wyobraź sobie sytuację: idziesz do szopy na podwórku, otwierasz drzwi a tam do Ciebie redback mówi 'Stary, zamknij te drzwi, żonę mi obudzisz'- uśmiechnęła się, po czym zakryła twarz dłonią, zażenowana własną wypowiedzią.
-Przepraszam, to było głupie- dla podkreślenia swych słów, trochę nieświadomie, musnęła palcami jego nadgarstek. Zaraz jednak cofnęła rękę w obawie, że posuwa się za daleko.
Wino dodawało jej odwagi w kontaktach z innymi. Była na swoim terenie, dlatego też nie zbaraniała, kiedy zobaczyła go u Aarona w pokoju. O piwo nie mogła się gniewac, bo sama nieraz siadała z kuzynem, zajadała się chipsami, albo innym niezdrowym jedzeniem i popijała to bursztynowym, gazowanym napojem. Lubiła, kiedy w takich momentach w tle leciał mecz, bo nie wiedziec czemu, Aaron był bardziej skory do zwierzeń- co za tym szło, ona także nie miała nic przeciwko wygadaniu mu się.
UsuńPewnie, gdyby wiedziała jak bardzo źle jest u Aniesa, zaczęłaby go bardziej traktowac jak Aarona, niż jak kogoś 'prawie' równego jej wiekiem. Nie chodziło tutaj o sam instynkt macierzyński, ale o jakąś głęboką potrzebę niesienia pomocy. Było to okropne, że ludzie pomagali, żeby samemu poczuc się lepiej, ale Jena nie chciała zagłębiac się aż tak głęboko w ludzką psychikę. Wolała myślec, że pomocną dłoń wyciąga się z potrzeby serca, że jest to coś nie tylko ludzkiego, tylko, że jest to pierwotny, niemalże zwierzęcy odruch. Od lat niszczyła ją myśl o tym, że homo sapiens są tak egocentryczni. Nawet wtedy, gdy na kolanach czyściła podłogę w podłym, przydrożnym barze; nawet wtedy, albo nie nawet, głównie wtedy miała czas myślec o takich rzeczach. Mimo pochodzenia, nauczenia jej prostego myślenia, coś wewnątrz niej kiełkowało, przebijało się przez grubą warstwę otępienia. Chciała wierzyc, że coś sprawiło, że zwyczajnie nie urodziła się w miejscu dobrym dla siebie, ale prawa była taka, że nie dopuszczała do siebie tej myśli. Miała o sobie bardzo złe zdanie i ani pomaganie innym, ani jakiekolwiek osiągnięcia nie mogły zmienic tego, że nienawidziła się każdego dnia mocniej za to, że uciekła. Że nie była psychicznie na tyle wytrzymała, aby przetrwac.
-Jakie jest Twoje największe, najgłupsze marzenie z dzieciństwa? Wiesz... Takie typu jazda na jednorożcu, podbój kosmosu...
[1. Przepraszam, że dwóch częściach, ale jakoś... Nie mogłam się powstrzymac.
2. Byłabyś chętna do poprowadzenia jeszcze jednej postaci, na innym blogu? Jeśli tak, to więcej informacji mogłabym Ci przesłac na maila ;) ]
Ten zgrany duet w wyobrażeniach podbiłby barowy światek, jednak zapewne w rzeczywistości wyglądałoby to niezmiernie komicznie i nie tak kolorowo. Selma na zajęciach z kung fu uczyła się raczej łamać kolana i kręgosłupy, uderzenie w nos mogłoby okazać się zbyt skomplikowanym zadaniem. Natomiast ich ucieczki z pewnością nie byłyby tak szybkie i zwinne. Prędzej Anies skończyłby z kontuzją stawów kolanowych dźwigając może i chudziutką, ale jednak dość wysoką Selmę. Och, jak byłoby zabawnie gdyby podczas jednej z takich akcji uderzyła głową w ścianę nad framugą. Chyba bez problemu mogliby się wtedy ubiegać o angaż w cyrku.
OdpowiedzUsuńSelma dorosła zbyt szybko. Za wcześnie zrezygnowała z edukacji, zbyt szybko podjęła decyzję o przeprowadzeniu się na koniec świata, nie wspominając już o samej decyzji wzięcia ślubu po dwóch miesiącach znajomości. Była przekonana, że spotkała miłość swojego życia. Myślała, że już się ustatkowała, na dodatek zaszła w ciążę a później wszystko to, całe jej życie wzięła cholera. Przekonała się, że na to wszystko było za wcześnie. Poznała samą siebie, orientując się, że jest jeszcze gówniarą i zwyczajnie marzyła o dorosłym życiu i stabilizacji. Teraz nie miała nic. I chociaż realnie przyszedł moment na to aby szukać ustatkowania, to ona z dnia na dzień była od tego wszystkiego coraz dalej i przekonywała się, że nigdy, ale to przenigdy nie znajdzie dobrego momentu na założenie rodziny. Była rozgoryczona, że jej nie wyszło z mężczyzną, którego kochała. Co jednak gorsze, była gotowa na to aby o tym zapomnieć, aby ruszyć dalej, ale sama sobie na to nie pozwalała rozpamiętując wszystko co straciła w każdej godzinie swojego samotnego życia. I najbardziej w tym wszystkim było jej żal światowej, wielkiej kariery. Musiała się zadowolić tutejszą filharmonią. Nic więcej jej nie pozostało.
Jakoś niespecjalnie Vestergaard umiała wyobrazić sobie Aniesa z posiniaczoną twarzą. Miał delikatną urodę, którą znacznie łatwiej było podciągnąć do chłopca z dobrego domu, niż pijusa z obitą mordą, ale Selma najchętniej dałaby mu oddzielną kategorię trochę zagadki. Przyjemnie spędzało się z nim czas, chociaż prawie nic o sobie jeszcze nie wiedzieli. Może tak było lepiej, byli po prostu oni sami, jakieś wyobrażenia, ale żadnych stereotypów.
Szatynka kiwnęła potakująco głową, chociaż lepiej zapewne byłoby spasować. Najlepiej gdyby zrobiła to już wcześniej, ale była uparta jak osioł i za każdym razem starała się przekonać samą siebie, że wcale nie ma aż tak słabej głowy.
Damy nigdy nie odmawiają. - Stwierdziła z rozbawieniem, gasząc papierosa, zaciągając się przy tym po raz ostatni, raczej już samym filtrem, przez co skrzywiła się minimalnie. A później wstała też jak prawdziwa dama, chwiejąc się na tyle, że dla podtrzymania równowagi, oparła się o stolik. Zarzuciła jednak włosami do tyłu, prostując się aby przyjąć dla klatę wszystkie docinki, które zazwyczaj padały ze strony stałych bywalców baru. A później rozejrzała się po lokalu i spojrzała na blondyna, krzywiąc się minimalnie. - Albo zmieńmy coś. Chodźmy naprawdę się dobrze bawić. - Nie wiedziała co właściwie ją naszło. Zapewne nie była to zmiana na dłużej, ale po co mieli dalej siedzieć i się dołować w takim miejscu, upodobniając się do stałych klientów.
Selma
[Mail wysłany, a ja zabieram się za odpis]
OdpowiedzUsuńRuben już dawno zapoznał się z pojęciem profesjonalności, ale w żaden sposób to nie miało wpływu na pozycję jego pracy. Stephanie była kobietą o dobrym sercu i wystarczyła jej wiadomość, że dzięki lekkiej fazie swojej choroby chłopak bez problemu mógł zająć stanowisko recepcjonisty, aby dać mu tą posadę, razem z szansą na zarabianie. Nie patrzyła na to, że pojawiła się w życiu swojego siostrzeńca zaledwie parę razy i w dodatku tak wcześnie, że on sam tego nie pamiętał: ważne były regularne telefony do swojej siostry i naturalna ciekawość, która męczyła jej duszę. Jej decyzja okazała się być tą dobrą, bo młody van der Vaart był cierpliwy w stosunku do klientów, efektowny i potrafił najzwyczajniej w świecie się zamknąć i przyjąć jakiekolwiek słowa od drugiej strony, kiedy pojawiała się taka potrzeba. Wprawdzie w życiu osobistym te wszystkie cechy charakteru stawiały go na ewidentnie pasywnej pozycji, ale gdy miał przy sobie w pracy pamiętnik, w którym od niedawna prócz słów zaczęły pojawiać się także naciśnięte na papierze czarnym długopisem krajobrazy Amsterdamu - te zakotwiczone w jego głowie, ciągnące go w dół codziennie, nic więcej tak naprawdę nie zdawało się liczyć.
OdpowiedzUsuńHolender podczas dwudziestu-trzech lat swojego życia doświadczył tyle zazdrości w stosunku do osób normalnych, że miał tego uczucia serdecznie dość i po prostu nie pozwalał mu do niego dotrzeć. Ewidentne było, że jego poprzednik miał u jego cioci jakieś względy i nie miał zamiaru się z tym kłócić: nie dotyczyło go to, spływało po nim niczym woda po rybich łuskach.
Chłopak podniósł spojrzenie błękitno-szarych tęczówek na rozmówcę, gdy ten podając własne imię zmiótł wszystkie wątpliwości Holendra. Długopis zatrzymał się w powietrzu, ale nie został odłożony na bok. Wzrok umknął na chwilę gdzieś na bok, w kierunku kuchni, jakby szukając potwierdzenia co do tego, jak mijał dzień Stephanie. Ruben najchętniej po prostu by ją tu przyprowadził na rozmowę, jednak kobieta nie znosiła przerywać swojej pracy, gdy akurat ją zaczęła - a z tego co chłopak wiedział, wieczorem miała odbyć się kolacja większa niż zazwyczaj, na życzenie paru z klientów.
- Ruben - odezwał się w odpowiedzi, jak nakazywały mu nie tylko profesjonalność, ale także wychowanie osobiste. - Podczas najgorętszych miesięcy lata jest tu dość dużo ruchu, więc chodzi wiecznie zapracowana.
Jego słowa zawisły przez parę chwil w powietrzu, były zbyt lekkie. Czegoś tu brakowało, a półotwarte usta chłopaka o tym wiedziały. Zacisnęły się na moment.
- Ale jestem pewien, że ta wizyta poprawi jej dzień.
Ruben vd Vaart
Mimo tego, że jeszcze z cztery lata temu dziadek Selmy nazywał ją uroczą, młodą damą, mimo tego, że całował ją w rękę a ona zawsze przed nim krótko dygała (co było słodkim rytuałem, który obydwoje zawsze wypełniali już od jej najmłodszych lat) to jednak żadna z niej była dama. Nie była damą nawet wtedy gdy wchodziła na scenę, powtarzając sobie w myślach, że ma się prostować, ani nawet kiedy kłaniała się przed publicznością, rozsyłając najszerszy z uśmiechów, na jaki tylko było ją stać. Znacznie bliżej było jej do hydraulika, który z puszką piwa, sapie nachylając się nad jakąś śmierdzącą rurą. Co prawda piwo nie przechodziło jej przez gardło, ale wszystko inne już tak (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) a to już wcale nie czyniło z niej damy, niezależnie od tego jak wyglądała i jak bardzo starała się aby chociaż w ciągu jednego dnia być kimś więcej niż rozhisteryzowanym pijakiem. Mimo to ludzi często traktowali ją jak królową angielską, przekonani, że muzycy klasyczni należą do najbardziej kulturalnej grupy osób jaka w ogóle istnieje. Nic bardziej mylnego.
OdpowiedzUsuńSelma również była zaskoczona swoją propozycją, zaraz z resztą karcąc się w myślach, tak jakby przeniesienie ich znajomości w jakiekolwiek inne miejsce miało sprawić, że zmieni to wszystko między nimi i już nigdy więcej nie spotkają się w tym obskurnym barze i nie porozmawiają tak jak dotychczas. Co jednak dziwniejsze dopadł ją dziwny optymizm (może spowodowany tym, że jednak nie wypije kolejnej szklanki zwietrzałej whisky), który podpowiadał, że przecież może być całkiem zabawnie. A może po prostu była na tyle pijana, że miała ochotę zrobić coś innego niż zazwyczaj.
Chętnie przyjęła pomoc i zaraz też uwiesiła się nieco jego ramienia, od razu czując się pewniej i stabilniej. Teraz mogła podbijać świat. Przynajmniej do momentu aż nie zacznie jej suszyć albo Anies przypadkiem jej nie puści. Selma nie umiała się powstrzymać i od razu się zaśmiała, celowo jednak bardziej jej śmiech przybrał formę chichotania, a jednak z jej dłoni zasłoniła na ten moment jej usta,
- Proponuję milodzie wprosić się na jakąś imprezę. - Stwierdziła, nie mając pojęcia czy blondyn na to pójdzie, jednak jeśli się zgodzi a oni dobrze trafią to z pewnością będzie z czego się pośmiać a tym samym może uda im się zapomnieć o tych wszystkich ich smutkach i refleksjach, które zapewniały im rozrywkę dwa cztery na dobę. Parę razy, z początku zupełnie przypadkiem, znalazła się na wieczorze panieńskim, weselu, osiemnastce lub zwykłej domówce. I lubiła te wieczory, całkowicie inne od wszystkich, trochę wręcz egzotyczne w zależności od tego na jakich trafiła ludzi. Ale to właśnie tam, na tych imprezach wśród zupełnie obcych ludzi, najczęściej udawało jej się zapomnieć o tym, że czuje się sama zupełnie jak Anies. Wtedy przypominało jej się, że umie jeszcze mówić, że jest w stanie się kontaktować i ludzie dalej rozumieją wszystkie słowa, które wypowiada, chociaż zdawało jej się, że już od dawna jest inaczej. - Możemy też iść na plażę albo gdzieś potańczyć. - Dodała w ramach alternatywy aby przynajmniej mógł wybrać cokolwiek co przypadnie mu do gustu. W końcu słabo go znała a od tej strony był jej całkowicie obcy.
Selma
Monotonia codziennego życia przygniatała ją z każdym dniem coraz bardziej, robiąc to z niesłychanie konsekwentnie. Takie małe niespodzianki, jak chociażby pojawienie się Aniesa w jej domu sprawiały, że czuła się lepiej, lżej i młodziej. Koleżanki z pracy dziwiły się, czemu jeszcze nikogo nie znalazła, ale prawda była taka, że zwyczajnie nie szukała, wychodząc z założenia że w ostatecznym rozrachunku i tak wszyscy mężczyźni są tacy sami. A ona nie miała zamiaru wylądowac w kuchni, z trójką dzieci i wielkim samochodem beznadziejnym do miasta. Odnosiła wrażenie, że zwyczajnie do tego jeszcze nie dorosła.
OdpowiedzUsuńJego dotyk był stanowczo zbyt przyjemny i kusił; kusił tak mocno, jakby był to owoc zupełnie zakazany, nie taki, po który właściwie mogła sięgnąc w jakimkolwiek momencie chciała. Nigdy nie mogła narzekac na powodzenie u mężczyzn, przede wszystkim tych, którzy szukali partnerki na jedną noc. Była szczupła, ale nie wychudzona i przypominająca anorektyczkę. Dobrze ubrana, ale nie przesadnie wyzywająco nie wyglądała podejrzanie łatwo; problemem były jednak jej wymagania, bo wystarczyło nie spełnic jednego, a znajomośc kończyła się w nieco nieprzyjemny sposób. Tak było kiedyś, bo odkąd miała Aarona pod opieką ani razu nie poczuła potrzeby fizycznego zbliżenia tak mocno, by zniżac się do tego poziomu. Racja, kobiety tylko udawały, że nie czują pożądania.
Nawet teraz, Jena okłamywała samą siebie tylko po to, by nie byc pierwszą z wyjściem z inicjatywą. Poza tym, może on nie chciał? Nagle jakby straciła całą dotychczasową pewnośc siebie, a jedyną ostoją okazała się kanapa i miejsce, które uważała za swój teren.
-Ja chyba miałam najlepsze z możliwych, bo takie do spełnienia- uśmiechnęła się lekko i przymknęła leniwie powieki- Całe dzieciństwo spędziłam na farmie, nieco bardziej w głąb kontynentu niż Perth. Dokładniej, to było jakieś dwieście kilometrów po przekątnej od Adelajdy, do brzegu morza mieliśmy dwadzieścia kilometrów. Wyobraź sobie, jak pusto i martwo tam było. Ci, którzy mieszkają tam całe życie, są do tego przyzwyczajeni, ja też byłam i powiem Ci szczerze, że czasami mi tego brakuje. Tej przestrzeni, wolności i ciągłej niepewności, gdy stawiasz kroki w wysokiej trawie. Moim marzeniem było stamtąd uciec, poczuc prawdziwe życie opisywane w książkach, gazetach..- wyszeptała i otworzyła oczy, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem, jakby chciała mu coś przekazac, tylko sama nie wiedziała co konkretnie- I po kilku latach wędrówki znalazłam się w Perth i nie wiem, czy nie powinnam wymyślec sobie nowego marzenia, bo skoro tamto się spełniło... To tak trochę bezsensu życ-westchnęła cicho, podciągnęła nogi pod brodę i odgarnęła mu z czoła niesforne kosmyki włosów. Zupełnie nie zastanawiała się nad tym, czy tak wypada, czy powinna. Potrzeba, która spowodowała ten ruch była silniejsza od jej woli.
-O czym myślisz od dziesięciu sekund?
Selma nie uważała się za artystę. Była po prostu odtwórczynią geniuszu innych, ale ludzie czasem wcale tego nie rozumieli. Chociażby jej babcia wszystkim na okrągło (w sumie już od dwudziestu lat) powtarzała, że jej wnuczka jest artystką. Podobnie było z pracownikami z korpo, dla których nieraz grała koncerty. Można nawet podejrzewać, że kiedy Selma grywa jedną z klasycznych sonat, oni są przekonani, że jest to wspaniała improwizacja.
OdpowiedzUsuńOwszem, miło jest być komplementowanym w tak zawzięty sposób, każdy chciałby słuchać, że jest prawdziwym talentem i dumą naszego miasta, jednak najgorszy w tym wszystkim był fakt, że Vestergaard idealnie zdawała sobie sprawę z ich abnegacji.
Może lepiej by było gdyby jednak spędzili ten wieczór oddzielnie, ponieważ mogło wyjść z tego zabójcze kombo. Jeszcze niespełna miesiąc temu, kiedy Selma upiła się na wesoło wbiegła do taksówki (krzycząc: za tym samochodem!) wskazując na inną, białą taksówkę, do której minutę wcześniej wsiadł jakiś mężczyzna. Taksówkarz na to poszedł, słysząc, że właśnie tamten pan ma zapłacić jej rachunek. Skończyło się ucieczką rozbawionej Selmy, która musiała później wracać na drugi koniec miasta, ale była wniebowzięta. Tak więc, gdyby Anies trafił na tego samego taksówkarza, to zapewne zawiózłby go na koniec świata, przemierzył z nim Antarktydę a później typ z białej taksówki za wszystko by zapłacił. Byłoby idealnie!
Ludzie dzielili się na trzy typy: tych którzy tańczą zawsze i wszędzie, niezależnie od nastroju, drugi typ to ludzie tańczący sporadycznie, jak najdzie ich dobry humor czy cokolwiek innego. Typem trzecim były osobniki, które tańczyć nie znosiły (zawsze to podkreślając) jednak zawsze, ale to zawsze był na nich sposób. Jak łatwo było się domyśleć najbardziej banalnym z tych sposobów, ale zawsze skutecznym, był alkohol.
Selma zaliczała się chyba najbardziej do grupy drugiej. Jeszcze te niespełna dwa lata temu kiedy była cieszącym się życiem młodym dziewczęciem tańczyła ustawicznie. Tańczyła stojąc w kolejce po karmelowe ciasto, czekając aż zmieni się światło na przejściu dla pieszych, myjąc zęby i można by tak wymieniać bez końca. Czasy te jednak się skończyły, z resztą może to i lepiej. Vestergaard zaoszczędzi to przynajmniej problemu ze stawami a światu zaoszczędzi to zmarszczek mimicznych spowodowanych za dużą ilością śmiechu. Tak czy inaczej, teraz aby zacząć tańczyć potrzebowała alkoholu i jeszcze raz alkoholu. Dobry humor nie wystarczał.
- Rewelacyjnie. - Oznajmiła, już zastanawiając się jak to wszystko ze sobą idealnie zgrać. - Najpierw wstępujemy do mnie. - Zaczęła, ponieważ w tej sukience i w tych szpilkach, to dużo by nie pobiegała. - Przebieram się w minutę a później szukamy domówki, na której wszyscy będą nam stawiać szociki. Mieszkam niedaleko. - Zapewniła, obierając odpowiedni kierunek.
Mieszkała raptem kilka przecznic dalej. Czwarte piętro w odnowionej kamienicy było spełnieniem jej marzeń, zupełnie tak samo jak całe jej mieszkanie.
- Zapraszam. - Powiedziała, otwierając dębowe drzwi. Wszystkie pomieszczenia były urządzone w tym samym, minimalistycznym stylu. Drewniana podłoga współgrała z białymi, sterylnymi ścianami i jedyną wyróżniającą się rzeczą był biały fortepian stojący w dużym pokoju. - Rozgość się i daj mi minutę. - Powiedziała i po chwili już zniknęła, wracając rzeczywiście po chwili, już przebrana w białą sukienkę, która raczej wyglądała jak przydługa koszulka.
Selma kochała tutejszą pogodę. Co prawda tęskniła za chłodną Skandynawią, jednak tutaj nie mogła narzekać na zimno. Nawet w Perth nocami potrafiła mieć lodowate dłonie, dlatego zapewne byłaby ostatnią osobą, która narzekałaby na upał.
[Ja pieprzę, połowa odpisu mi się usunęła, kocham moje życie i mój komputer -.-
Swoją drogą kocham też sklepy wszystko za trzy złote, więc może dobrze się składa! Ja nie narzekam, wręcz przeciwnie, oby więcej takich współautorów!
I to ja raczej przepraszam za ten chaos powyżej, zrzucę wszystko na godzinę!]
[Też przepraszam za zwłokę, wpadłam w jakiś ciąg, jak to czasem bywa.
OdpowiedzUsuńI mam wielki dylemat, a mianowicie proszę mi powiedzieć czy mam odpisywać tutaj i czy w ogóle, ponieważ blog ewidentnie upadł! I co teraz, co teraz?!]
Selma