Selma Vestergaard
01.01.1989
Miała być wielka kariera pianistki, była za to wielka miłość, szybki ślub i jeszcze szybszy rozwód za pieniądze pożyczone od matki. Światowa kariera zaprzepaszczona została na rzecz kariery męża malarza.
Nie pozostało nic oprócz niespełnionych marzeń i nadmiaru instynktu macierzyńskiego po poronionej ciąży.
Grywa w filharmonii, płacze w białe poduszki i pali za dużo papierosów.
Kiedyś była muzą a dziś jest już tylko cieniem człowieka. Humorzasta jak mało kto, wpada ze skrajności w skrajność. Zapomniała już o tym jak bardzo towarzyska była jeszcze te trzy lata temu. Zgubiła samą siebie, każdego dnia coraz bardziej pogrążając się w smutku. Czasem krzyczy z bezsilności, rozliczając się dokładnie z tego co straciła.
b y ł o / j e s t / p a m i ę t n i k
_______________________________________
Dzień dobry.
Selma już zagościła na kilku blogach, jednak nigdzie jej historia nie pozostała do końca poprowadzona, więc teraz pojawiła się w Australii, oby tutaj się udało.
[Oby tutaj się udało. :) Witam rozwódkę w gronie. Mam nadzieję, że będziecie się z Selmą dobrze bawić.]
OdpowiedzUsuń[Dołączam się do komitetu powitalnego mając nadzieję, że Selmie się w Perth spodoba!]
OdpowiedzUsuńJohn
[Kojarzę panią, chyba. Cześć!]
OdpowiedzUsuńRuben vd Vaart
[A witam i dziękuję. Pani również mnie zauroczyła(śliczne usta i łopatki!), więc wątek musi być. Skoro Selma włóczy się po mieście, a i Aniesowi zdarzy się pałętać tu i tam, to może pewnego razu trafią do jakiegoś beznadziejnego baru z koszmarną muzyką, wredną obsługą i paskudnym alkoholem, i będą się tam co jakiś czas spotykać, coby sobie ponarzekać na wszystko wokół?]
OdpowiedzUsuńAnies Kivilahti
[Ja blogi zawsze pamiętam, panów których na nich miałam nieco mniej; oświecisz mnie, czy Tobie też wypadło z głowy?
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję, dziękuję, staram się. Wątek bardzo chętnie, jestem zawsze otwarta na wszelkie propozycje.]
Ruben vd Vaart
[Ciężarnej pani jakoś sobie nie przypominam natomiast wiem, że na którymś blogu była postać o imieniu Iris, czy cokolwiek podobnego, więc pewnie stąd to zamieszanie.
OdpowiedzUsuńZagubiony dziennik, w porządku. Będzie próbowała mu go oddać, spotkają się przez przypadek, w ogóle będą się kojarzyć?]
Ruben vd Vaart
[Si, si. Cieszę się, że się podoba.]
OdpowiedzUsuńAnies Kivilahti
[Tak, było z tym trochę zamieszania na blogu, no cóż.
OdpowiedzUsuńRuben mógł ją kojarzyć z filharmonii, lubi takie klimaty. Gdzie sądzisz, że mogli bywać razem? Nie jestem pewna co do tego, czy Selma bywa w bibliotekach, księgarniach, muzeach i podobnych. Och, albo mogłaby od czasu do czasu pogrywać na fortepianie wieczorami w hotelu, jako rozrywka dla klientów, więc stąd by ją znał, gratulując za każdym razem talentu.]
Ruben vd Vaart
[Raczej muzeum, Ruben nie znosi gorąca i wszystkiego co z tym związane, jest zimowym typem osoby.
OdpowiedzUsuńTak na marginesie - zajrzałam jeszcze raz na Lowesoft i okazało się, że miałam tam Raphaela Morauxa. Nie jestem pewna czy będziesz go kojarzyć, bo akurat z nim Selma nie wątkowała.]
Ruben vd Vaart
[Dziękuję bardzo! I oczywiście wątek to świetny pomysł. Możemy jak najbardziej połączyć je przez pasję Penny. Musisz tylko sprecyzować, jak dokładniej miałaby wyglądać ta relacja. Selma może zaproponować naukę gry, uczyć ją śpiewu, cokolwiek odpowiada Twojej postaci.]
OdpowiedzUsuńStarał się nie porównywać australijskich muzeów do tych europejskich, a w szczególności amsterdamskich, bo podobno to go skłaniało do negatywnego myślenia. Starał się patrzeć na eksponaty z tym samym zachwytem, z którym zrobiłby to w swoim rodzinnym mieście, starał się nie odczuwać temperatury powietrza, która oczywiście nijak przypominała tą, do której jego organizm był przyzwyczajony. Brak porównań wychodził mu z trudem. Jak mógł nie myśleć o kolosalnej zmianie która zaszła w jego życiu gdy odczuwał, że przed nią było mu lepiej? Faktycznie, teraz przechodził przez ulgową fazę swojej choroby, jednak w Amsterdamie obrazy były piękniejsze, ławki przy ulicach bardziej urocze, koty pod nimi bardziej puszyste, wata cukrowa słodsza, pejzaże przyjemniejsze do rysowania i powietrze smaczniejsze do oddychania.
OdpowiedzUsuńPamiętał słowa psychologa co do tego, że powinien żyć momentem, łapać go. Powtarzał zwrot po łacinie - języku, którego przez pięć lat Ruben się uczył i który został przez niego kompletnie znienawidzony - szczególnie podczas okresów depresyjnych, więc dlaczego chłopak przypominał sobie o nim akurat teraz? Podczas jednej z wizyt do muzea, które i tak wykonywał regularnie, bo przecież nadal kochał to miejsce, te eksponaty i ten brak ludzi, chociaż ich nieczułość na piękno zdecydowanie mniej. Mała agenda którą nosił cały czas przy sobie za poleceniem tego samego człowieka stała się już dawno ciężarem tak codziennym, że niewidzialnym, co mogło go usprawiedliwić z przypadkowego zostawienia jej gdzieś na boku, gdy na moment usiadł z wrażeniem, że za chwilę miało mu się pogorszyć - nie wiedział w którą stronę.
Nic takiego się nie wydarzyło, więc chłopak nadal spokojnie spacerował między obrazami i znajdował dla każdego nową interpretację mimo tego, że widział je wszystkie już parę razy w swoim krótkim życiu; a przynajmniej do momentu, w którym zauważył brak drogocennego, zawierającego wszystkie jego przemyślenia i męki notesu udekorowanego na pierwszej kartce pięknym zdaniem "śmierć wydaje się lepsza niż migrena w mojej głowie", który powinien prędzej czy później przejść pod obserwację jego psychologa. Stres i panika podobno też nie były dobre dla Rubena, ale właśnie one zabierały kontrolę nad jego ciałem, gdy niespokojnie szukał po wszystkich kieszeniach i rozglądał się dookoła, po podłodze.
Ruben vd Vaar
Chwilami Anies rozglądał się po tym miejscu z głęboką niechęcią. Chciałby móc powiedzieć, że znalazł się tu przypadkiem, że wybrał pierwsze lepsze drzwi, popełniając tym samym okropny błąd, ale musiałby używać tej wymówki przynajmniej dwa razy w tygodniu. Prawda natomiast była taka, że paskudny alkohol był jedyną rzeczą, na jaką jeszcze mógł sobie pozwolić. Co prawda mógł też kupić coś w monopolowym i zaszyć się w swojej miniaturowej suterenie, nie miałoby to znaczącego wpływu na jego i tak opłakaną sytuację finansową, jednak beznadziejna atmosfera tego miejsca była zaraźliwa. Może nawet uzależniająca?
OdpowiedzUsuńSiedział więc przy szklance rozwodnionego piwa, wpatrując się w tarczę do darta i wsłuchując w kwieciste wiązanki innych stałych bywalców, gdy nagle coś rozproszyło jego uwagę. Delikatny róż zwiewnej sukienki odcinał się od spłowiałej zieleni i mdlącego brązu. Niejedno spojrzenie powędrowało w kierunku niewiasty, gdzieś rozległ się śmiech, który brzmiał raczej jak krztuszenie się. Może przychodził tu, bo podświadomie czekał na ten moment? Nie, jej filigranowość i urok wcale nie sprawiały, że zaczynał wyobrażać sobie, iż świat funkcjonuje podobnie; pomimo całej beznadziei, jest tam gdzieś coś wspaniałego. Niemniej jednak jej piękno uwypuklało się poprzez to żałosne otoczenie jeszcze bardziej, a on po prostu to lubił. Lubił też z nią rozmawiać. Słowa wypływające z jej ust nigdy nie pasowały do wieńców przekleństw całego tego zapijaczonego towarzystwa. Nie podszedł do niej jednak. Przez ten krótki moment, zanim go zauważy, chciał jeszcze poobserwować . I pomyśleć.
Uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju, dość skąpo, gdy skierowała swe kroki w jego kierunku.
– Witaj – odparł, nieco odchylając się do tyłu. Uniósł nieznacznie brew, poszukując sarkazmu w jej głosie. – Wspaniały? Koncert poszedł wyjątkowo dobrze?
Anies Kivilahti
[Uwielbiam wpakowywać Rachel w takie dziwne sytuacje, które kompletnie do niej nie pasują, więc wchodzę w to! Chcesz, żebym zaczęła czy wolisz sama?]
OdpowiedzUsuń[Najpierw małe sprostowanie - ogłosił się pan, jakkolwiek by to nie brzmiało. Wiem, że trochę dziwne dla niektórych, że facet prowadzi taką postać, ale dla mnie tym lepiej - po krótkiej przerwie dobrze jest poeksperymentować, a taka postać wydaje mi się całkiem dobra do tego.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za napisanie. Skoro nie będą za bardzo o tym wiedzieć, mogą się stopniowo dowiadywać. Powiedz mi tylko, jak Ci pasuje ich połączyć przez byłego męża Selmy i będę bliżej wymyślenia jakiegoś wątku.]
Na co dzień nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej takich wieczorów. Penny weekendy spędzała u Johna. To był tak naprawdę jej drugi do i Rachel cieszyła się, że były mąż chociaż tyle czasu przy swojej karierze może poświęcić jedynej córce, jaką ma i prawdopodobnie będzie miał. Nie, żeby mu tego nie życzyła, bo był dobrym człowiekiem. Po prostu była na obecną chwilę realistką.
OdpowiedzUsuńChociaż dwa dni w tygodniu miała wolne od pracy i akurat wtedy nie musiała przejmować się tym, by zająć czas Penny dodatkowymi lekcjami albo zabawą ani też nie musiała dbać o jej dobre wychowanie (nie chciała być tą matką jak wiele, która zapisuje na zbyt wiele kółek, bo sama nie ma czasu), nie zawsze gospodarowała je tak jak chciała. Denerwował ją rozgardiasz w domu, więc przynajmniej wtedy mogła posprzątać. Raz na parę tygodni jeździła do rodzinnego domu - odwiedzić matkę, dorosłych już prawie braci i grób ojca. Rzadko udawało jej się wyrwać.
Została wystawiona przez przyjaciółkę, której siostra zaczęła rodzić. To dało się wybaczyć, chociaż parę minut była naprawdę zagubiona w myślach i nie wiedziała, co zrobić. Widać zażyte rano ziołowe leki na uspokojenie nie pomagały za bardzo, a lampka szampana, którą wypiła, tylko pogorszyła zły humor.
Potem przyszła następna. Od kawalera, który siedział po drugiej stronie. Nie był zbyt przystojny, ale był młody, ładnie ubrany i wyglądał na dżentelmena. Szkoda tylko, że był z paczką znajomych, którzy postawili mu butelkę alkoholu, bo właśnie wygrał zakład. Rachel wypiła więc drugi kieliszek wina samotnie.
Miała się zbierać do domu, kiedy zdała sobie sprawę, że jest dopiero po dwudziestej. Wcześnie na powrót. Wróci i co? Obejrzy powtórkę filmu w telewizji, bo nie ma nic ciekawego, wszystko już się pozaczynało. Nie miała siły na książkę, nastawiła się na zabawę. Wypiła więc trzeci kieliszek wina, za namową barmana. Była uległa, niestety.
Potem okazało się, że wcale nie musi pić sama jak smutny alkoholik. Znała kobietę, która siedziała po drugiej stronie. Nie przyszło jej od razu do głowy, skąd, ale znała. Więc starając się utrzymać naprawdę równy krok, dosiadła się do niej kilka miejsc dalej.
Było jej trochę głupio, bo równie dobrze kobieta mogła czekać na kogoś, ale siedziała tak już trochę długo, więc raczej przeżywała podobny scenariusz tego wieczora co Rachel.
- My się znamy, prawda? - wymamrotała głosem o wiele mniej jedwabnym niż zazwyczaj. Zdała sobie sprawę, że nie brzmi jak osoba trzeźwa, ale jednocześnie coś jej powiedziało, że ma to w dupie. Oj, wulgarnie, zganiła własne myśli.
Uśmiechnęła się do nowej kompanki, czekając na jej reakcje i naprawdę modląc się, żeby nie kazała jej spadać, bo ma za wysokie szpilki, żeby uciekać od pubowych kłótni i tarapatów.
[W porządku, nie pierwszy raz. Właśnie też to widzę, trochę za późno, ale pocieszam się, że Perry nie jest taki typowy. Myślę, że będzie ciekawie, jak utkną sobie w tej windzie.
OdpowiedzUsuńCóż, firma, w której pracuje White jak widać lubi wysyłać ludzi na różne konferencję. Perry mógł poznać Violina we Francji na delegacji przez swoich znajomych i podczas jego pobytu, ten pokazał mu miasto od tej artystycznej strony. I mógł odwdzięczyć się, kiedy ten wybrał się do Ameryki na wycieczkę, chociaż nie wiem, czy turyści wybierają często Wisconsin, ale blisko stamtąd do Kanady francuskiej, więc... Zawsze jakaś ścieżka będzie.
Dobra, to jakoś z tym wyjdziemy, że się rozpoznają. Mogą zacząć grzecznie, potem przyjdą docinki, a kto wie, jak to się skończy.
Nieszczęsna winda może być wszędzie, chociażby w banku albo hotelu. O, hotel jest spoko. Tam Sel mogłaby załatwiać sprawy służbowe apropos koncertu, a White, jak to White, wracałby po spotkaniu z pewnym kimś.
Zaczniesz? Mi z tym może zejść trochę, bo od jutra uczelnia, sesja, te sprawy. Ale jeśli Tobie się nie uda, postaram się jak najszybciej, chociaż byłbym wdzięczny ;)]
[Ślicznie dziękuję, Selma ma wspaniałe łopatki!
OdpowiedzUsuńHarriet w zamyśle posiada całkiem sporą rodzinkę rozsianą gdzieś po Perth, więc może uczyłaby kogoś gry na fortepianie? Proponuję jakąś rezolutną kuzyneczkę, taką, która w przerwie mogłaby wrzucić jej do szklanki z wodą coś paskudnego albo specjalnie się mylić – po prostu, dla własnej uciechy. Harriet mogłaby ją odbierać za każdym razem, bo ma jakąś niepisaną umowę z ciotką. Tyle, więcej chyba nie wymyślę, wybacz!]
Hattie
Wiedział doskonale, że stres był ostatnią rzeczą która była mu potrzebna w swojej kondycji psychicznej, ale nie potrafił się uspokoić. Jeśli do tej pory ciężar notesu, więc także jego brak, były niezauważalne, gdy tylko zdał sobie z tego sprawę nie potrafił myśleć o niczym innym. Pustka przy nim była niemalże namacalna, jakby została oderwana mu noga lub - bardziej trafna metafora - wyrwane serce. Krew którą ono pompowało była przecież rozsiana po tych wszystkich kartkach pod postacią liter, słów, całych zdań i, co najważniejsze, jego najskrytszych myśli. Brak błyskawicznego kontaktu z jego osobistym psychologiem sprawiała, że zapisywanie tego wszystkiego dzień po dniu było konieczne i nikt, nikt inny nie powinien tego mieć między dłońmi.
OdpowiedzUsuńUcisk w klatce piersiowej zdawał się być realny, chociaż prawdopodobnie był tylko wytworem jego umysłu. Ciężki oddech i mroczki przed oczami zmusiły go do wbicia spojrzenia w jakiś punkt na karmazynowej ścianie i przywoływanie ze wspomnień głosu mężczyzny, któremu płacono za uspokajanie go; Ruben postarał się oczyścić umysł ze wszystkiego innego i przez parę dłuższych minut po prostu ignorował świat dookoła, przechodzących za jego plecami ludzi którzy widzieli, że coś musiało być nie tak z chowającym w dłoniach własną twarz chłopakiem, ale mimo tego żadne z nich nie zatrzymało się w żaden sposób, nawet wzrokiem. A gdy ktoś dotknął jego ramienia, Ruben nawet się nie ruszył, nie chcąc doznać po raz kolejny nagłego skoku w swoim zachowaniu; dopiero gdy usłyszał te słowa, jego płuca napełniły się namiastką nadziei, którą można było ujrzeć także w błękitno-szarych tęczówkach gdy chłopak skierował je na twarz kobiety. Trwało to jednak zaledwie sekundę, bo dłonie sięgnęły po własność, która ponownie przed nim się pojawiła... I znów w jego systemie oddechowym wszystko wróciło do normy.
- Tak, tak, to moje - powiedział na jednym wdechu. - Gdzie było?
Ruben vd Vaart
Zdała sobie szybko sprawę, że sytuacja zrobiła się co najmniej dziwna. Jedną z najgorszych chwil takich wieczorów było to, kiedy człowiek zdawał sobie sprawę, że pomieszanie mocnego wina, atmosfery pubu oraz tabletek wziętych co prawda kilka godzin wcześniej, ale na tyle silnych nie jest dobrym połączeniem. Szybko jednak można obrócić ten stan w zaletę weekendu, tym bardziej, kiedy chciało się sobie poprawić humor i przynajmniej udawało się to przez moment.
OdpowiedzUsuńMiała nadzieję, że naprawdę dokonuje szybkiej kalkulacji i oceny sytuacji w głowie, a nie reaguje na powitanie kobiety w bardzo zwolnionym tempie. Prawda pewnie leżała gdzieś pośrodku, niemniej jednak Rachel po paru sekundach wreszcie zrozumiała, skąd zna młodą damę, do której się dosiadła. W porę.
- Tylko nie pani, proszę, mów mi Rachel - machnęła ręką trochę bardziej niedbale, niż miało to wyglądać. Wysoki kieliszek wina, bardzo, bardzo głęboki i hojnie nalany jak na pubowe standardy, zachwiał się pod lekkim uderzeniem, więc Keating złapała go oburącz. Pewna, że to coś da, wypiła trochę z jego zawartości i wskazała na drinka, który leżał przed Selmą i wcale do niej nie należał.
- Nasze zdrowie - szepnęła. - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
Naprawdę lubiła Selmę, chociaż chwilę zajęło jej, zanim przypomniała sobie jej imię, nie mówiąc już kim jest. Co więcej, Penny lubiła Selmę jeszcze bardziej, a lekcje śpiewu i czytania z nut, które dostawała u dziewczyny były elementem tygodnia, na który mała Alderman czekała z niecierpliwością. Rachel pamiętała, że jej zajęcia dodatkowe były udręką i sposobem na zyskanie pochwał czy nagród w dzieciństwie. Bogu dzięki, Penelope miała zupełne inne podejście niż matka przy tych sprawach.
- Cóż, to, że mam trzydziestkę nie znaczy, że zabraniają mi tu wchodzić, prawda? - zachichotała, zdając sobie sprawę, że zbyt długi śmiech może zdradzić, że troszeczkę się jednak tutaj zasiedziała.
Wyprostowała się nagle, poprawiła sukienkę i postanowiła, że musi udawać elegancką kobietę. W końcu jest klientką eleganckiej pianistki z wykształceniem muzycznym, o którym połowa społeczeństwa może pomarzyć. Mały kłopot w tym, że ani jedna ani druga nie miały na celu sztywnego stylu bycia, wręcz przeciwnie - przyszły się wyluzować.
To, że Selma jeszcze nie uciekła odebrała jako całkiem dobry znak.
- Koleżanka się ze mną umówiła, ale właśnie zostaje ciotką - Keating delikatnie wywróciła oczami, uśmiechając się mimo to pod nosem. - A twój weekend jak mija?
Nie miała zielonego pojęcia, czy wcześniej zwracała się do nauczycielki swojej córki na ty czy per pani. Teraz jednak jakoś straciło to na znaczeniu, szczególnie, że poczuła efekt sporego łyku wina, który wzięła i nagłą ochotę powtórzenia tej czynności.
Nawet gdyby Anies chciał, nieczęsto miał okazję posługiwać się sarkazmem. Abstrahując od tego, że wiele osób go nie stosowało, bo albo nie umiało, albo po prostu nie chciało, jeszcze mniej potrafiło właściwie go odczytać. Brak zrozumienia często powodował, że ludzie brali Kivilahtegio za kogoś dziwnego lub wrednego, co w zasadzie niespecjalnie go obchodziło, lecz problem tkwił w tym, że niezadowolony klient nie płaci, a jeżeli nie płaci, to i Anies nie ma za co pić czy jeść.
OdpowiedzUsuńJasnowłosy słuchał jej z uwagą, co jakiś czas potakując głową. Ooch, tak mi przykro, powinno się teraz wyrwać z jego ust, a na jego twarz powinna się wkraść fałszywa troska, jaką zazwyczaj obdarzali innych dobrze wychowani ludzie. Jednak takie reakcje w jego wykonaniu dało się policzyć na palcach jednej ręki. Wcale nie znaczyło to, że los dziewczyny go nie obchodził, a ona była tylko miłą i ładną odskocznią od samotnego gnicia w tej norze. Kivilahti po prostu przywykł do życia, jego całej gamy szarości, która rzadko przechodziła w biel. A nawet jeżeli dane mu było doświadczyć chwili „szczęścia”, zaraz potem trzeba było za to płacić, niekiedy bardzo słono, a on nie lubił mieć długów. Poza tym, doskonale zdawał sobie sprawę, że nieważne jak dramatycznie przedstawiała się aktualna sytuacja, zawsze mogło być gorzej. Zawsze.
– W takim razie za wszystkie – powiedział, unosząc szklankę do góry, po czym upił spory łyk. Za poczęstunek papierosem podziękował skinieniem głowy i podał jej ogień. Zaciągnął się z lubością, przetrzymując dym w płucach na krótki moment. Zerknął za okno przy którym siedzieli, aby spojrzeć na gwiazdy, ale z tej perspektywy niewiele mógł dostrzec. Pomimo że nie była to najbogatsza dzielnica pełna luksusowych apartamentowców, wyższych budynków nie brakowało.
Zaciągnął się po raz kolejny, szybko i głęboko, jakby próbując wyciągnąć z fajki wszystko co najlepsze, przy okazji spoglądając na piwnooką. Kobiety jej podobne nie spędzały wieczorów w takich miejscach, nawet te miłośniczki specyficznych miejscówek, a raczej byle jakich miejscówek. Z każdym kolejnym spotkaniem utwierdzał się w przekonaniu, że nie przychodziła tu, bo pokłóciła się z ojcem o model nowego samochodu czy datę przyjęcia rodzinnego. Wydawałoby się, że w takim wypadku człowiek taki jak Anies kierował się tylko ciekawością; pomocnik był z niego kiepski – to on potrzebował pomocy częściej niż inni, choć przyznawał się do tego znacznie rzadziej – a psycholog jeszcze gorszy. Wbrew pozorom tkwiły w nim jeszcze jakieś ludzkie uczucia i ucieszyłby się, gdyby dziewczyna miała chociaż jeden prawdziwe wspaniały koncert.
– Zdarzyło ci się zagrać taki, z którego byłabyś zadowolona? – zapytał po dłuższej chwili. Na pierwszy rzut oka trudno było to dostrzec, ale jednak w jego osobie, może oczach, a może tonie głosu, było nawet coś przyjaznego.
[Trzymam kciuki za silną wolę, naprawdę. U mnie nadal palą.]
Anies
Perry White miał być politykiem. Radnym, senatorem, członkiem Izby Reprezentantów, gubernatorem - kimkolwiek. Jego ojciec nigdy nie doszedł do takiego stanowiska i może to dobrze dla niego. W dzisiejszych czasach polityka była trudna, ale też śmierdziała jak nigdy wcześniej. Wszędzie afery, podkopywanie pod sobą dołków, czyhający wrogie z tej drugiej partii, która chce legalizować rzeź niewiniątek i dawać śluby nienormalnym popaprańcom. A tak przynajmniej ojciec Perry'ego wyniósł z domu, bo dziadek miał jeszcze bardziej twarde poglądy i żył w czasach, kiedy Murzyny ledwo dostały porządne prawa, a co dopiero zboczeńcy.
OdpowiedzUsuńPerry miał spełnić niespełnione oczekiwania rodziców, ale zamiast tego postawił na typową karierę całkiem zdolnego człowieka. Korporacja dała mu przede wszystkim wolność, którą zaznał na delegacjach. Kiedy wreszcie doszło do niego, że musi dać upust własnemu sobie, wyjazdy służbowe - Francja, Niemcy, Australia, gdzie wreszcie znalazł swoje miejsce i nawet wizyty żony nie przeszkadzały tak bardzo - stały się wybawieniem.
Gdyby nie wyjazd do Stanów na parę dni, powiedziałby Gabrielle, że ma konferencję w hotelu i że prawdopodobnie zostanie, skoro dostał pokój na wypadek, gdyby bankiet końcowy się przedłużył. Bujda. W rzeczywistości spędził naprawdę upojną noc z domieszką alkoholu z facetem, który miał tyle kasy, że za dyskrecję dobrze płacił. Oczywiście nie jemu, obsłudze i lokalizacji. Wykorzystał każdą zaletę tego, umówił się z Whitem dzień wcześniej i pozwolił mu naprawdę na wiele. Szkoda, że był synem jednego z założycieli firmy, która właśnie obchodziła imprezę i nie mógł zostać na dłużej. Może nawet rozważyłby utrzymywane jakiegoś stałego kontaktu. No, stalszego .
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc Perry rankiem zabrał swoje ubrania, odświeżył się szybko w łazience, wypił szklankę wody dla pozbycia się lekkiego kaca i ruszył w stronę domu. Jeszcze na korytarzu zapinał przedostatni guzik wymiętej koszuli. Mijając oszkolne drzwi przejścia dla personelu zdał sobie sprawę, że lepiej będzie włożyć ją do spodni. Westchnął głośno, widząc, że ktoś właśnie ucieka mu z windą. Z bólem przyspieszył kroku i niechętnie wszedł do środka, nie planując nawet uraczyć tej drugiej osoby spojrzeniem.
Stało się inaczej.
Przez głowę mignęło mu tysiące scenariuszy. Koleżanka z pracy. Koleżanka Gabrielle. Rodzina Gabrielle. Asystentka jego teścia. Dziewczyna, z którą kiedyś umawiał się dla pozorów. Nie, nie, nie, nie, zdecydowanie nie, bo to nierealne.
- Hej. - Najpierw się przywitał, zdobywając na dziwny uśmiech. Był chyba odpowiedzią na jej ładnie wyszczerzone zęby. W tej samej sekundzie, kiedy winda ruszyła niemrawo, przypomniał sobie, z kim rozmawia. - O rany. Wybacz, nie skojarzyłem sobie, ale... Kurczę. Perth przyciąga naprawdę ludzi z całego świata.
Kolejne szalone spotkanie podczas pobytu tutaj utwierdziło go w przekonaniu, że Australia naprawdę staje się krajem ludzi z całego świata. Selmę znał tyle o ile. Jedyne, czego był o niej pewien to jej narzeczony. Perry padł urokiem malarza, chociaż nie sądził, że ten rzucił go specjalnie. Wtedy jeszcze mówili coś o ślubie. Nie zauważył obrączki na palcu Selmy, więc będąc jak zwykle sobą, palnął głupie pytanie.
- A gdzie masz Gerarda? - Czasami nie potrafił być dyskretny, ale - szczerze mówiąc - w tym momencie był pewny, że po tym jak wysiądzie więcej jej nie spotka.
Troszeczkę jednak się pomylił.
[Rany, muszę Cię przeprosić za to u góry, bo to naprawdę nie jest dobre według mnie, ale cóż, stało się. Chyba powrót na zajęcia po takiej przerwie lekko mnie wykończył. Potem postaram się lepiej, nie zwracaj zbytnio uwagi na te zdania z kosmosu :D]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję za powitanie. Ja póki co też nie mam żadnego pomysłu, ale będę kminić, bo Selma wydaje się być bardzo ciekawą osóbką. ;)]
OdpowiedzUsuń[W sumie jestem za, żeby zrobić taki rodzinny obiadek. Zacznę nawet (o ile nie masz nic do dodania!), tylko jutro!
OdpowiedzUsuńAha, i proponuję to połączyć z jakimś okropnym dzieciakiem tak czy inaczej, bo jak sobie wsadzi słomkę do nosa podczas wątku, przynajmniej będzie całkiem zabawnie!]
Hattie
[A dzień dobry i dziękujemy. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeśli nie chodziłoby o nic zbyt skomplikowanego, to mógłby; mógłby jej też podrzucić swoje "paradziecko" (jeśli nie jest ono za stare), by mogła wyładować odrobinę instynktu macierzyńskiego.]
Keith
Kiedyś zastanawiał się, czy to, jaki naprawdę jest ma wpływ na jego kontakty z kobietami. Nigdy nie czuł się przy nich nieswojo, wręcz przeciwnie - to świadomość, że większość facetów nie podziela jego zainteresowania, a przebywa w tym samym pomieszczeniu powodowała nieraz, że czuł się nieswojo. Sprawa zainteresowała go na tyle, że przeczytał i okazało się, że to kogo preferuje ma niewielki wpływ. Ważniejsza jest reakcja drugich ludzi.
OdpowiedzUsuńReakcja Selmy na pewno nie spowodowała, że Perry był w skowronkach. Jak zwykle, chciał być całkiem uprzejmy, a gdyby wzrok dziewczyny mógł zabić, pewnie leżałby już trupem. Przynajmniej miałby spokój.
- Daro...? - jego usta wykonały ruch, chociaż nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jednocześnie brwi ułożyły się w dziwny kształt, który wskazywał na niemałe zaskoczenie, zmieszane z elementem złości. Wiadomo, że człowiek napotykający wrogość sam nie jest przyjazny. Perry nie wiedział tylko z jakiej racji spotkał go taki ruch ze strony Selmy.
Nie był jednak aż takim debilem, żeby nie zrozumieć. Brak tego cholernego pierścionka nie musiał znaczyć, że nie wyszło, ale przy jej reakcji i fakcie, że rzeczywiście kiedy ostatnio pół roku temu dzwonił do niego Gerard nie padło słowo o żonie wskazały Perry'emu, gdzie popełnił błąd. Niewielki, nieznaczny, ale jednak wywołał jadowitą reakcję młodej kobiety.
Nie miał czasu nad tym się zastanawiać, tym bardziej, że nawet kiedy otwierał usta i chciał coś powiedzieć, windą zatrzęsło i Perry poczuł wczorajszą kolację. Złapał się mocno ścianek windy, zbierając na proste nogi.
Jasne, teraz to jego wina. W głowie huczało mu "no zrób coś". Kobiety. Cholera jasna. Dlatego tacy jak on mają pod tym względem lepiej. Nie był tym, który sugeruje się stereotypami, ale laski naprawdę były przewrażliwione i robiły z igły widły. Podręcznikowy przykład właśnie teraz.
- Może jakbyś nie wciskała pięściami wszystkich przycisków to alarm by zadziałał - zasugerował, chociaż ton jego głosu nie był subtelny i spokojny. Był pewny, że ma rację. Pewnie coś się przyblokowało.
Niechętnie przysunął się do panelu przycisków i wcisnął sam ten, który uruchamiał alarm. Nic. W sumie nie spodziewał się, że jego dotyk magicznie naprawi.
- Świetnie, nie mam zasięgu - warknął pod nosem.
[Ach, zapomniałem odpisać jeszcze na pytanie ;) Cóż, Twój wybór. Mogło mu się wymsknąć. Nie wiem, czy Selma mogłaby mieć podstawy do osądzania o coś jego i Gerarda, bo artystyczne dusze czasem miewają różne pomysły, ale jeśli chcesz, możemy uznać, że wie co nieco o preferencjach Perry'ego.]
OdpowiedzUsuńOch, gdyby spotkali się dziesięć lat wcześniej z podobnym bagażem doświadczeń życiowych, byliby najcudowniejszym duetem w tłuczeniu talerzy, jaki kiedykolwiek istniał. Może nawet krzyczeliby równie harmonijnie. Tylko darcie kartek szło mu wyjątkowo opornie. Nigdy nie potrafił efektownie podrzeć laurek robionych na Dzień Matki czy Ojca, papier zawsze przypominał wymięte, w pośpiechu pisane wypracowanie i nic go tak nie irytowało, jak brak tego uroczego dźwięku rozrywanych marzeń.
OdpowiedzUsuńChociaż gniew był niesamowitą siłą, która pozwalała człowiekowi robić rzeczy, o jakie się nawet nie podejrzewał, mógł też oślepiać. Anies jednak nie potrafiłby stwierdzić, dlaczego już nie rzuciłby talerzem. Wyjaśnienie, że się przyzwyczaił było za proste. Coś sprawiło, że w miejscu wrzasku i trzaskania drzwiami pojawiło się wzruszenie ramionami. Choć czasami nie wiedział, czy bardziej chce mu się wyć, czy śmiać, zawsze wybierał to drugie. Rodziło mniej pytań i najwyżej brali go za wariata, a nie ofiarę losu.
Zaczerpnął powietrza, rozglądając się dookoła, jakby poszukiwał odpowiedzi, choć już na starcie wiedział, że nie znajdzie jej w grupkach zapijaczonych starców.
– Nadzieja – odparł ze szczerym rozbawieniem. Wzruszył ramionami, a uśmiech stał się jakiś bardziej krzywy, groteskowy. – Myśl, że jeszcze nie jestem w tak kiepskim stanie jak oni prawie napawa mnie entuzjazmem, gdyby nie fakt, że powoli ich doganiam. Ale to mało ciekawe...
Prawda prezentowała się właśnie tak i nie odsuwał tego od siebie. Może teraz mógł wiele, ale niewiele robił, a świadomość pozostawała; efekty będą odpowiednie do tego, co dzieje się teraz. I, na jego nieszczęście, z tym też chyba się pogodził. Czasem chyba przydałby się po prostu porządny kopniak, choć istniała ewentualność, że już na to za późno.
– Ciekawsze jest natomiast, co sprowadziło tu Ciebie. Wybacz mi generalizowanie, ale czy młode kobiety nie spędzają kiepskich wieczorów przy komediach i lodach?
Anies
Oparł plecy o ściankę windy, odchylając głowę do tyłu, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Wyglądał tak, jakby miał wszystko w głębokim poważaniu, a jego problemem była towarzyszka, a nie sytuacja, w jakiej był.
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie - Selma była najmniejszym kłopotem. Owszem, nikt nie przepadał za kłótniami w takich chwilach, szczególnie z kobietami, które nie mogą opanować do końca emocji. W sumie, gdyby siedział tutaj sam, prawdopodobnie też waliłby z całej siły we wszystkie klawisze, modląc się w duchu, żeby któryś magicznie zadziałał.
Właśnie, modlitwa. Wyglądało na to, że to jedyny ratunek. Westchnął cicho, w myślach wręcz błagając, żeby tu nie zdychał. Cóż, taki właśnie był problem Perry'ego - koleś o słabych nerwach, z problemami z samym sobą, nie może znajdywać się w takich sytuacjach.
Nie wiedział, czy to wpływ alkoholu, który jeszcze pewnie krążył gdzieś po jego krwi, czy rzeczywiście sam uspokoił siebie, czy też informacja, która wypłynęła od nerwowej Selmy dała mu do myślenia.
- Och. - Jego wargi poruszyły się, ale nie wydał praktycznie żadnego dźwięku. Czyli jednak - nie ułożyło się Selmie i Gerardowi. Co więcej, malarz został nazwany jego przyjacielem.
- Bez przesady - mruknął cicho, osuwając się na ziemię. Usiadł, wpatrując się w ekran, który wyświetlał normalnie piętra. Nie było na nim nic.
Perry nie przyjaźnił się z Gerardem. Był jego kolegą, uważał go za przystojnego i atrakcyjnego, niejednokrotnie żałował, że nie był taki jak on - wtedy może byłby szczęśliwszy, a Selma nie miałaby tylu problemów. Oszczędziłoby jej to cierpienia, które jak widać przeszła. Odcisnęło na niej swoje ślady. Każdy ma swoje górki i upadki z nich. Perry również.
Kopnął przeciwległą ścianę kilkukrotnie, zastanawiając się, czy to w ogóle pomoże. Pewnie nie.
- Dobra... Musimy pewnie chwilę poczekać... - odrzekł, starając się nawet w ten irracjonalny sposób uspokoić siebie i przy okazji Selmę, bo nie chciał, żeby nadal krzyczała mu nad uchem cała spanikowana. - Ktoś się przecież skapnie, że winda nie działa... Kamery pewnie widziały, jak wchodziliśmy do niej... Chwila.
Zacisnął mocno wargi, mając szczerą nadzieję i modląc się w duchu, żeby to co właśnie powiedział było prawdą.
[Jasne! :)]
Gdyby tylko Selma podzieliła się swoimi przemyśleniami na temat twarzy, które wydawała się znać, może Ruben stałby się chwilowo inną osobą. Może odezwałby się z lekkim uśmiechem i powiedziałby cicho, że osoby które widzimy w snach są tymi samymi, które napotykamy codziennie w miejscach publicznych nie zwracając na nie uwagi, stwierdziłby, że jej tok myślenia był przez ten fakt pozbawiony sensu. Może nawet w błękitno-szarych oczach pojawiłby się błysk, którego brakowało tam od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńMogłoby się zdawać, że jego choroba zniechęciła go do życia pod wieloma twarzami jednak okazywało się, że czasami było to całkiem przydatne: oczywiście gdy nie niszczyło to rzeczy na którym mu zależało i nie pozbawiało go ostatnich namiastek szczęścia, do czego nieraz posuwała się ta część jego mózgu, której z jakiegoś tajemniczego powodu nie potrafił kontrolować. Odgrywanie jakiejś roli w zależności od tego, jaka była dana sytuacja pomagało mu przeżyć i się nie przywiązywać; zdarzało się że wystawiał na światło dzienne osobę którą nie był, dzięki czemu nie mógł tak naprawdę czuć się w jakikolwiek sposób powiązany ze swoim rozmówcą. Gdy jednak był wystarczająco bezpieczny, aby zrzucić ze swoich barków ten ciężar i nie myśleć ciągle o tym, jak wygląda jego własna twarz w tym momencie i czy jest wystarczająco przekonująca, starał się odnaleźć pośród tych wszystkich obrazów w swojej głowie prawdziwe własne odbicie. Parę wydarzeń z jego życia nauczyło go jednak, że przed tym powinien zawsze dobrze przetestować własne zaufanie.
Z początku nie rozpoznał kobiety przez jeden ewidentny powód - co innego było teraz najważniejsze. Czuł powoli uspokajający się oddech i nadal szybkie bicie serca, wszystkie myśli i czarne scenariusze zdawały się ponownie ukrywać w głębi jego umysłu, gdzie było ich miejsce. Poczucie twardej okładki pod opuszkami palców dodawała mu poczucia bezpieczeństwa i wiedział, że cokolwiek zostało przed chwilą od niego oderwane, ponownie powróciło na swoje miejsce i tym razem nie przyszyłby tego zwykłą nicią, ale metalowym drutem. Potrzebował tego tlenu, bo powoli uczył się ponownie dbać o siebie i własną duszę.
- Tak, bardzo dobrze - odezwał się cicho, otwierając notes i przeglądając te parę zapisanych kartek jakby aby sprawdzić, czy żadna z nich nie została wyrwana czy zniszczona. Ten zeszyt był jego sanktuarium, bo właśnie poprzez te kartki opatrywał swoje rany i nikt nigdy nie powinien ujrzeć jego zakrwawionych bandaży.
Podniósł wreszcie wzrok na swoją rozmówczyni i wiedział, że ją znał, ale ta informacja zdawała się w ogóle nie mieć dla niego znaczenia, nie przynosić jakiegokolwiek efektu. Wziął jeden głębszy oddech, gdy jakieś nuty zagrane na fortepianie krążyły po jego umyśle, i opuścił spięte do tej pory ramiona.
- Dziękuję.
Ruben vd Vaart
Roześmiał się cicho, ochryple.
OdpowiedzUsuń– Och, doprawdy? Zazwyczaj ci, którzy decydują się na takie słowa zastanawiają się dwa razy – odparł, hardo unosząc brodę. Nagle nieco przekrzywił głowę i mrugając, dodał półszeptem: – Szybko biegam.
Żaden był z niego wojownik i zapewne po starciu z którymkolwiek z obecnych tu mężczyzn przez tydzień nie wyszedłby ze szpitala. Dlatego w razie sytuacji kryzysowej raczej zarządzał odwrót niż pchał się z pięściami. Co prawda to godziło nieco w jego męskie ego, ale nie było sensu robić z siebie boksera, skoro sprinterem był niczego sobie, pomijając zmęczone ciągłą obecnością dymu tytoniowego płuca, które na wiele by mu nie pozwoliły. A będąc już przy temacie nałogów, gdyby jednak postanowił nieco zwiększyć swoje szanse w barowych bójkach, musiałby zrezygnować z nich na rzecz sportu i treningów, a to wcale nie było kuszącą propozycją.
Choć nadal się uśmiechał, mniej lub bardziej wyraźnie, jego myśli skupiły się na jej kolejnych słowach. Rozumiał to, zdecydowanie aż za dobrze. Sam nie wiedział, czy miał to pojmować jako osiągnięcie wielkiej życiowej mądrości na długo przed czasem, kiedy powinno to nastąpić, czy jako porażkę poniesioną znacznie wcześniej. A co do słowa „porażka”, mocno go ono gryzło. Bo czy rzeczywiście z ich egzystencjami nic już nie dało się zrobić, mogli tylko czekać na koniec, pogrążając się w bezczynności i nałogach? Oczywiście, że nie. Mogli zrobić, co tylko chcieli, ale widocznie nie chcieli robić czegokolwiek. Ta myśl powinna go ukłuć, wywołać jakąś namiastkę buntu, że przecież trzeba próbować, lecz nic takiego nie odczuł. Sam przecież egzystował w beznadziei jak w formalinie i nie żeby to stanowiło dla niego problem.
Był jej niezmiernie wdzięczny za to, że znowu coś powiedziała, inaczej ten strumień dziwnych myśli mógł go ponieść w jakieś niebezpieczne tereny, a nie był to czas ani miejsce ma podobne dywagacje. Wszak nie codziennie miał przyjemność towarzyszyć Selmie. Zmarszczył lekko brwi.
– To ciekawe. Chyba jednak istnieje jakiś punkt, gdzie po upiciu się nastąpi coś innego niż robienie z siebie pośmiewiska. Może... kac? A tak nawiasem mówiąc, widzieliśmy się już kilka razy, a ja chyba ciągle pomijam ten moment kompromitacji. Co to konkretnie znaczy? Pukasz do drzwi obcych ludzi, kąpiesz się nago w fontannie? – oparł łokcie na stole, a gdy skończył mówić, upił kilka sporych łyków ze szklanki. Od razu zrobiło mu się lepiej, a i głupie myśli powoli zanikały. Chociaż to, co przed sekundą powiedział wcale nie zabrzmiało wybitnie mądrze.
Anies
Abigail Collins miała osiem lat, metr czternaście i mnóstwo niespożytkowanej energii, co ostatnio dało skutek w postaci ubytku obu jedynek. Teraz siedziała, niezwykle grzecznie, przy stole i z nieopisanym smutkiem dźgała widelcem swój szpinak. Harriet (w stosunku do małego diabła będąca chyba ciocią; kwestia dyskusyjna) posłała jej więc swoje najlepsze spojrzenie typu lepiej to zjedz, bo inaczej będzie przypał, po czym pokiwała głową, słysząc uwagę kuzynki na temat zostawiania dzieci albo zwierząt w samochodzie.
OdpowiedzUsuńObiady rodzinne (te przez duże er) zwykle tonęły w niezręczności, górach niepotrzebnego jedzenia i niezbędnym faktom wujka Richarda, przynajmniej z doświadczenia młodej Morgan. Teraz było trochę inaczej; wprawdzie miała wątpliwości co do tego, co zadeklarowała jakieś dwa dni temu (jasne, że mogę pilnować Abigail, na pewno nie powie nic niestosownego, słowo skauta, możesz na mnie liczyć) swojej starszej kuzynce, ale w ogólnym rozrachunku było całkiem miło. Ebony była zadowolona, jej koleżanka (z którą, swoją drogą, nastolatka zamieniła chyba tylko parę słów) też wydawała się spędzać całkiem miło czas, gdzieś wśród tego wszystkiego był jeszcze mąż tej pierwszej i pies, który grzecznie zjadał wszystko to, co Abbey zdążyła zrzucić na ziemię. Trochę dziwnie było spędzać sobotę poza domem, bo zwykle spędzała ten czas z mamą i tatą, ale skoro tym razem się na nią wypięli, oświadczając, że oto pójdą do kina, czy jej się to podoba czy się, i że wcale jej nie zabiorą, bo jest już duża, nie potrzebuje opieki przez dwadzieścia cztery godziny na dobę; za to oni usilnie wymagali odrobiny spokoju i relaksu. Więc wyszło, jak wyszło, a kuzynka była zadowolona, bo przynajmniej jej córka trzymała gębę na kłódkę. Plus miała tanią siłę roboczą, bo Hattie posprzątać po tym wszystkim też obiecała.
Rany, co mnie podkusiło, przemknęło jej przez myśl, kiedy z pomieszczenia obok dobiegł ją śmiech. Praktycznie zdrapała zaschnięty tłuszcz z talerza, krzywiąc się przy tym i przeklinając wszystkie swoje decyzje życiowe, ale kiedy odstawiła naczynie na suszarkę, trochę jej przeszło.
– A mama leje wody do zlewu.
– Cicho siedź.
– Ale mama nie tak to robi!
– Czy ja wyglądam jak twoja mama?
Harriet westchnęła ciężko, użalając się nad sobą wewnętrznie. Co ona teraz z nią zrobi? Starsi otworzyli szampana czy inne cholerstwo, nie może tam puścić Abigail, bo zepsuje im cały wieczór, a wtedy już nie będzie miała gdzie jeść, kiedy rodzice wybiorą się niespodziewanie na randkę. O rany, życie jest ciężkie, a z dzieciakiem trzeba coś zrobić.
– Nudzi mi się.
– To się rozbierz i popilnuj ubrań, dobra?
Abigail stałą przez chwilę w zamyśleniu, rozglądając się i rozważając słowa Morgan. A potem wydęła wargi, założyła ręce na piersi i spojrzała na nią wojowniczo.
– Wiesz co, powiem to wszystko mamie!
– Super, byle nie teraz.
[Przepraszam za zwłokę, jednak nie udało mi się wczoraj ze wszystkim wyrobić. :( I za słabą jakość/brak akcji też, ostatnio wyszłam z wprawy.]
Hattie
Perry naprawdę był podłym człowiekiem i zdawał sobie z tego sprawę. Starał się nie rozmyślać o swoim problemie, bo był tak zawiły, że chyba było niemożliwe ogarnąć go na trzeźwo w jednej chwili, ale wiedział, że popełnia błędy. Niejednokrotnie miał wyznać Gabrielle, że ich małżeństwo to bujda i przykrywka, czego ona zresztą pewnie gdzieś tam się spodziewała. Ciągnęli jednak to cały czas, bojąc się utraty dobrych opinii, wiarygodności, wszystkiego. Nie chcieli się poddać. A może on nie chciał, a ona była dla niego za dobra? Cóż, coś w tym było.
OdpowiedzUsuńNie mógł dojść do tego, co spowodowało rozstanie Gerarda i Selmy. Nie wypadało zapytać, co więcej - byłoby to równe samobójstwu. Już wystarczająco jakimś cudem rozjuszył kobietę, więc nie chciał przeciągać struny. Kiedy jednak ją poznał, wydawali się zakochani. Nawet życzył im dobrze. A jednak są tu, teraz, ona po rozwodzie i z wyraźnymi problemami z ex.
- Pewnie są tu gdzieś kamery... - uspokoił się, mówiąc znów pod nosem. O ile pierwsza teoria płacenia za pokój była absurdalna, to jak znał niektórych prawników, mogą być czelni pozwać tę dwójkę o zepsucie windy. Cholera. Rozejrzał się, szukając monitoringu. Na pewno był w windach, ale ukryty. Zastanawiał się tylko, czy działał. Bo jeśli tak, to czy nie byliby już poza nią?
Udawało mu się trzymać nerwy na wodzy i nie panikować. Tego jeszcze mu brakowało. Przyjmując taką postawę, miał na uwadze swoje zdrowie i chęć niepogarszania sytuacji. I tak już była dosyć słaba.
- Może... Spróbujmy odsunąć drzwi od naszej strony, zobaczymy czy jesteśmy daleko od któregoś z pięter... - zasugerował.
Siedział nadal na ziemi, wpatrując się w zasuwane drzwi windy, które normalnie powinny otwierać się z tymi wychodzącymi na któryś z poziomów. Zupełnie tak, jakby miał rozsunąć je wzrokiem.
W razie gdyby ktoś ich zaczepił, stworzyliby zgrany duet. Ona mogłaby dać oprawcy o nosie, a potem Anies wziąłby ją na barana i zniknęliby w pierwszej lepszej ciemnej uliczce. Gdyby takie manewry im wychodziły, mogliby nawet zostać legendą barowych bójek. Gdy się tak nad tym zastanawiał, doszedł do wniosku, że zamawianie kolejnej kolejki to nie jest najlepszy pomysł.
OdpowiedzUsuńZ tego, co zaobserwował u swoich „normalnych” znajomych, których właściwie nie miał zbyt wielu, większość młodości poświęcali na znalezienie dobrej pracy, utrzymanie jej, założenie rodziny, wychowanie dzieci i tak dalej, i tak dalej. Potem przychodził moment zupełnego ustatkowania, gdy już niewiele się zmieniało. Może Kivilahti byłby w stanie podnieść się – choć w jego mniemaniu wcale nie znajdował się w żadnym dołku – a nawet coś jeszcze osiągnąć, ale nie widział się w żadnych z tych ról. Poza tym zawsze istniało ryzyko, że wróci do obecnego trybu życia. Nie chciał niszczyć życia swoim domniemanym żonie i dzieciom.
Jej opowieść wywołała na jego twarzy cień uśmiechu, który stopniowo się poszerzał. Obrócił szklankę w dłoniach.
– Najbardziej to użalam się nad moim portfelem – odparł, kręcąc głową z dezaprobatą, jakby to wszystko była wina portfela, który nie potrafił utrzymać przy sobie pieniędzy. Zastanawiał się na odpowiedzią, marszcząc delikatnie brwi. Raczej rzadko użalał się nad sobą w ogóle, żył w przekonaniu, że choć dziesiątki tysięcy osób ma od niego lepiej, drugie dziesiątki tysięcy – znacznie gorzej. Ponadto nocne eskapady były jego wyborem, mógł w tym czasie robić tuzin innych rzeczy, ale wybierał akurat to, więc niekiedy opłakany stan był tylko jego zasługą. – Użalam się jeszcze, gdy budzę się z ładnymi zasinieniami na twarzy. Przecież jestem grzeczny.
Powiedział to z pretensją do nie wiadomo kogo, robiąc minkę smutnego przedszkolaka. O tak, z reguły był bardzo grzeczny, nie awanturował się, szedł spać, ale jak każdemu, Aniesowi zdarzały się gorsze epizody. Na szczęście lub nie, nie pamiętał ani jednego.
– Jeszcze po jednym? – zapytał, wskazując na szklankę. Skierował swe pytające spojrzenie na Selmę. Jego uwadze nie umknął fakt, że mieszka sama, co chyba nawet go nie zdziwiło. Z jednej strony była dorosła i mogła robić, co chciała, ale gdy ktoś bliski był obok, starał się jak najbardziej odwieść od takich zachowań.
Anies
To tylko przydawałoby całej legendzie smaczku, a im znacznie ułatwiało sprawę. Wszak nikt ze złamanym kolanem nie mógłby ich gonić. Gdyby jednak na ścianach i słupach zaczęłyby się pojawiać ich podobizny z podpisem „WANTED”, trochę czasu zajęłoby im znalezienie drugiego tak beznadziejnego lokalu. Ech, Anies powinien czasami przystopować z popuszczaniem wodzy fantazji, jednak alkohol zupełnie nie służył w hamowaniu się w czymkolwiek.
OdpowiedzUsuńJasnowłosy natomiast często miał poczucie, że nigdy nie dorósł i to już nie nastąpi. Istniało tyle rzeczy, które powinny zawierać się w jego dwudziestoczteroletnim doświadczeniu, a jednak ich nie było i na zmiany raczej się nie zanosiło. Choć niby próbował zapychać braki twierdzeniami, że rzeczywistość nigdy nie dorównuje fantazjom, a prawda z założenia musi być brutalna, nic nie było tak proste. W każdej sytuacji łączyły się pierwiastki najróżniejszych uczuć i emocji, nie tylko tych negatywnych. Czuł się trochę jak ktoś, kto zawalił parę miesięcy szkoły i już nigdy nie znajdzie ani czasu, ani odpowiedniego nauczyciela, żeby nadrobić braki.
Roześmiał się cicho, mrukliwie. Strój Selmy idealnie komponował się ze słowem dama, jednak jej chwiejne ruchy nie umknęły mu i trochę pożałował wcześniejszej wypowiedzi. Wszak upijanie dam nie było zbyt dżentelmeńskie. Co prawda żaden był z niego dżentelmen, raczej kumpel ze szkolnej ławki, ale nie znaczyło to, iż stan dziewczyny kompletnie go nie obchodził. Pomimo że kolejne wypowiedziane przez nią zdania sprawiły, iż poczuł ulgę, wywołały też zdziwienie. Zazwyczaj rozstawali się tuż przy wejściu do baru, albo tylko nieco dalej; szli w przeciwnych kierunkach, a przynajmniej tak mu się wydawało, w końcu tego nie był pewien. Zazwyczaj – jakże zabawnie to brzmiało. Widzieli się raptem kilka razy, ale spotkania te z każdym kolejnym stawały się coraz trwalszym elementem, bez którego tydzień zdawał się wybrakowany.
Dopiero gdy wstał, uświadomił sobie, iż mała przechadzka dobrze by mu zrobiła. Chociaż w tym temacie miał dużo praktyki, nie biłby rekordów w testach na wytrzymałość na alkohol. Cóż, tego dnia był akurat winien sam sobie; miał wolne i po trochu, ale jednak, pił od rana. Wiedział, że to zawsze prowadziło do tragicznego kaca, bo mieszał ile tylko mógł, lecz chyba tylko to pomagało mu jakoś przetrwać dni, kiedy nie szedł do pracy, Dni, podczas których nie miał kontaktu praktycznie z nikim, podczas których dobitnie odczuwał jak bardzo puste jest jego życie, podczas których czuł się tak samotny, jakby od miesięcy z nikim się nie kontaktował. Pobrzmiewająca w głośnikach, pełna tęsknoty muzyka, sprawiała, że świat jeszcze bardziej ograniczał się do czterech ścian, a on czuł się… głupio. Beznadzieja w najczystszej, najpełniejszej postaci, która kiedyś pewnie doprowadzi go do czegoś jeszcze głupszego.
Wziął ją pod rękę, bo podobno razem było łatwiej. Pomijając oczywiście sytuację, gdy wykroją porządnego orzełka, ale na razie Anies wolał trzymać się optymistycznej wersji, a raczej Selmy.
– To na co masz ochotę, milady? – zapytał niskim głosem, sugestywnie poruszając brwiami. Powstrzymanie się od roześmiania nie było łatwe, ale jakoś mu się udało.
Anies
[ Myślę, że pomysł będzie w sumie okej. :D Może to dość mało oryginalne, ale mogłyby się spotkać czekając na autobus. Która z nas zacznie? :) ]
OdpowiedzUsuńAlice
Nawet teoretycznie najbliższe sobie osoby czasem wiedziały o sobie zadziwiająco niewiele. Abstrahując od przypadków, gdzie przykładowo rodzice w ogóle nie interesowali się dziećmi czy na odwrót, nietrudno było natrafić na sytuację, gdzie członek rodziny, niby widywany codziennie w wielu sytuacjach – przy stole, w sklepie, jak ogląda telewizję wyjawiał nagle coś, co wgniatało resztę rodziny w kanapę.
OdpowiedzUsuńO ile Anies starał się traktować ludzi tak, jak na to zasługiwali, a może raczej w sposób adekwatny do tego, jak traktowali innych, musiałby przyznać, że ludzie związani ze sztuką rzeczywiście rozsiewali wokół specyficzną atmosferę i wywoływali interesujące reakcje. Chyba najbardziej rzucało się to w oczy, kiedy chodziło o bardziej ekscentrycznych artystów, choć nie przypominał sobie, żeby miał większy kontakt z osobami tego typu. Nie chodziło już nawet o fakt jego rzadkich wizyt w ośrodkach kultury, wszak ekscentryk pewnie też czasem lubił po prostu wyjść i się napić, ale jeżeli już pił, to z pewnością coś lepszego niż ten skroplony dramat, jakim był tutejszy alkohol.
Chwilami sam nie wiedział, czy wolał upijać się na smutno i znać zakończenie ponurego wieczoru, czy na wesoło i mieć nadzieję, że gdy się ocknie, świat nadal jeszcze tu będzie, tak jak aniesowe kończyny i suterena, a jego zamazana twarz nie znajdzie się na pierwszej stronie dziennika utrzymującego się z opisywania idiotycznych sytuacji. Ze względów praktycznych wybierał to pierwsze, bowiem w przeciwnym wypadku do głowy wpadały mu rzeczy nie tylko dramatycznie niedorzecznie, ale przede wszystkim horrendalnie kosztowne. Na szczęście idea objechania świata taksówką, i to jeszcze z przystaniem początkowym w Perth, mieściła się tylko w krainie fantazji. A przynajmniej na trzeźwo Kivilahti po cichu wierzył, że nie istnieje taksówkarz-szaleniec, który by na to poszedł. Ewentualnie jeżeli takowy żył, to pozostawało żywić nadzieję, że jego egzystencja toczyła się bardzo, bardzo daleko stąd. Niestety, na pewnym poziomie upojenia alkoholowego ten pomysł zawsze wydawał mu się tak samo atrakcyjny, więc ryzyko próby wcielenia go w życie nie malało.
W porównaniu do jego pseudoambitnych planów, zabawa w wykonaniu Selmy prezentowała się znacznie mniej radykalnie, przez co nie musiała go długo przekonywać, nawet jeżeli podobnych akcji raczej sam by się nie podjął. No, jedyną rzeczą, która przyszłaby mu z wyjątkowym trudem, był taniec, gdyż ta dziedzina była dla niego niczym sport ekstremalny dla przeciętnego człowieka. To po prostu nie mogło skończyć się dobrze, niezależnie od tego, ile miał – lub nie – promili we krwi.
– Właściwie… noc jest długa, więc możemy spróbować wszystkiego po trochu. Ale to do dam należy pierwszeństwo wyboru – uśmiechnął się z nieco drapieżnym rozbawieniem. Uznał, że bezpieczniej będzie na razie nie wspominać o jego awersji do tańca. Takie wyznania często działały na innych jak czerwona płachta na byka, a, tak jak już wspomniał, noc jeszcze nie chyliła się ku końcowi i miło by było spędzić przynajmniej jej część w przyjemny sposób. Oczywiście, nie mógł narzekać, że do tej pory coś było nie tak, przeciwnie. I pewnie dlatego bardzo mu zależało, żeby ten stan się utrzymał.
Ruszyli przed siebie opustoszałą ulicą. Choć noc rozciągnęła nad miastem poły swej czarnej sukni, zdobionej lśniącymi klejnotami gwiazd, temperatura nadal utrzymywała się na poziomie, który Kivilahti interpretował jako „niespecjalnie zadowalający”. Z jednej strony, mieszkał tu od początku swego przeciągającego się życia, więc powinien przywyknąć do specyfiki klimatu lata temu, ale chyba przespał moment, w którym z radością wypadałby na ulicę podczas upału, radując się słońcem jak małe dziecko.
[Wieem, tandeta jak ze sklepu za trzy złote, poprawię się.]
Anies
Owszem, w większości to była prawda, ale trzeba była brać pod uwagę, że muzyk mój interpretować utwory na swój sposób, nawet jeżeli wytwór geniuszu innych nakładał ograniczenia. Może i osoba, która czasami była w filharmonii kilka razy w życiu i od czasu do czasu dane jej było słuchać „Marszu pogrzebowego” nie widziała istotnej różnicy w owych interpretacjach, ale ktoś bardziej osłuchany zauważył.
OdpowiedzUsuńWszystkie te pochwały były pewnie raczej wynikiem podziwu dla ogromu pracy włożonej w długoletnią naukę, choć Anies zapewne w podobnej sytuacji reagowałby ostrym sprzeciwem. Nie był typem, który potulnie kiwa głową, uśmiechając się ze zmieszaniem. Może właśnie dlatego nigdy nie weźmie ślubu? Nie żeby z niecierpliwością czekał na ten moment, czy chociażby okazję, wszak doskonale zdawał sobie sprawę, że żadna kobieta nie poszłaby w jego towarzystwie na kolację z rodzicami. Udawane grzeczności, którymi niedbale pokrywano nieufność i niechęć, wyzwalały w nim prawdziwego złośliwca.
To brzmiało bardzo niebezpiecznie, na szczęście oni jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy. A „na szczęście” z tej prostej przyczyny, że w więzieniu zawsze było weselej, gdy siedziało się z kimś znajomym. Tak przynajmniej Kivilahti słyszał. Co do twierdzenia, że jest podobnie jak za szkolnych czasów, miał pewne wątpliwości, bowiem musiałaby to być bardzo patologiczna szkoła.
Właśnie z tej prostej przyczyny, że ludzie zdanie „Nie potrafię tańczyć” traktowali jak przycisk, który trzeba było nacisnąć, Anies nigdy go nie wypowiadał. Zwłaszcza że nie był to zwykły guzik, a prawdziwa gra z wykorzystaniem perswazji i manipulacji. Alkoholu też. Oni po prostu musieli dopiąć swego i zaciągnąć biednego nieszczęśnika na parkiet, może nawet nie dla samego komizmu, ale byleby móc to potem wypominać przez kolejne dziesięć miesięcy. Chyba właśnie dlatego wybierał bary a nie dyskoteki.
Zamyślił się na moment, po wysłuchaniu planu wieczoru.
– Zdecydowanie. Ale żeby zaczęli nam stawiać, musimy wymyślić jakąś ckliwą historyjkę, najlepiej niespecjalnie prawdopodobnie brzmiącą. Na przykład, że uciekliśmy z Kambodży przed mafią, która na jutro wyznaczyła datę naszej egzekucji, więc przed pójściem po piachu musimy się dobrze zabawić, a że cała kasa poszła na bilety do Perth... – zrobił minkę niewiniątka, wzruszając ramionami.
Sam nie wiedział, czego się spodziewać jeżeli chodziło o jej mieszkanie. Zakładał, że ktoś z jej posadą i umiejętnościami nie zarabiał mało, ale nie zawsze majątek dał się poznać w posiadanych przedmiotach, wyglądzie i innych. Gdy znaleźli się przed odpowiednim budynkiem, jego ciekawość wzrosła, a w końcu samo mieszkanie zrobiło na nim wrażenie. Było takie przestronne, czyste, czytelne. Oglądał każdy szczegół zdecydowanie za długo, więc nie zobaczył zbyt wiele, gdy dziewczyna znowu pojawiła się obok. Uśmiechnął się, kierując na nią wzrok, po czym jego spojrzenie zatrzymało się na moment.
– Nieźle – stwierdził, zupełnie nie mając na myśli nic dwuznacznego. Cóż, jego znajome często traktowały go raczej jak przyjaciela geja, którym co prawda nie był, ale to, że traktował je jak kumpla od piwa robiło swoje. Selma jednak o tym nie wiedziała, więc zrobiło mu się odrobinę głupio. Roześmiał się równie głupkowato, uświadamiając sobie, że kobieta może to źle odebrać, jako szydzenie z niej. Westchnął bezgłośnie i żeby bardziej się nie pogrążać, powiedział: – Idziemy?
[Głupi komputer, kopnąć chama. Co prawda życie też jest głupie, ale czasem się do czegoś przydaje.
I nawzajem, nawzajem.
A ja przepraszam za zwłokę, ciężki tydzień.]
Anies
[Jestem jak najbardziej za prowadzeniem wątku, choć nie wiem, czy robienie tego tutaj ma sens. A nóż widelec ktoś naciśnie magiczny guzik usunięcia i wszystko nam zniknie. Jeżeli Tobie też spodobało się pisanie, zapraszam pod darrkslayerr@gmail.com Ewentualnie wprowadzimy jakieś modyfikacje i te pe, coby nam było wygodnie.]
OdpowiedzUsuń